Po pogromie 79:49, jaki we wtorkowe popołudnie drużynie Pays D'Aix Basket 13 Provance w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Euroligi urządziły koszykarki
Lotosu VBW Climy Gdynia, wypada tylko żałować, że na tym etapie nie jest ważna różnica punktowa. Mistrzynie Polski w konfrontacji ze zdobywczyniami Pucharu Europy prowadzą 1-0 i do awansu do Final Four potrzebny jest jeszcze jeden sukces. Jutro. We Francji.
Pierwsze punkty w wypełnionej hali Gdyńskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji zdobyła
Nathalie Lesdema. Wszystko wskazywało na to, że podopieczne
Abdou N'Diaye powalczą nad polskim morzem o zwycięstwo.
- Same byłyśmy o tym przekonane. To, co się później wydarzyło przeszło nasze wyobrażenie o tym spotkaniu. Szczerze mówiąc, to już w przerwie chciałyśmy zakończyć ten pojedynek. Z tak grającą Gdynią nie miałyśmy szans - oceniała po spotkaniu czarnoskóra reprezentantka Francji. Z ogromnej dysproporcji sił szybko zdał sobie sprawę także senegalski trener drużyny z Prowansji, w trakcie swej zawodniczej kariery aż sześciokrotnie wybierany najlepszego koszykarza Afryki.
- Zabrakło nam timingu, siły, agresji, ustępowaliśmy rywalkom we wszystkim - oceniał czarnoskóry coach. Srebrna biżuteria na dłoniach nie przeszkodziła mu w wykazaniu się refleksem, gdy efektownie złapał podanie
Joanny Cupryś, byłej podopiecznej.
- To znak, że Aśka ciągle mnie lubi - pozwolił sobie na żart szkoleniowiec, który po spotkaniu nijak nie mógł sobie przypomnieć meczu Polska - Senegal (95:59) z igrzysk olimpijskich w Monachium, w którym... brał udział.
Zawodniczki z Francji, mimo lekkiego rozczarowania wynikiem pierwszego spotkania, zapewniały, że walka o Final Four jeszcze się nie skończyła.
- Mogłyśmy tu nawet przegrać różnicą stu punktów. I tak niczego, by to nie zmieniło. Cały czas jest 0-1. U nas pokażemy, że potrafimy grać zupełnie inaczej. U siebie pokonałyśmy Valenciennes i to nie był przypadek - zapewniała Białorusinka
Swietłana Wolnaja, która ustaliła wynik wtorkowego spotkania rzutem za trzy punkty.
Nic do powiedzienia w grze pod koszem nie miała Chorwatka
Sonja Kireta. Środkowa Provance zdobywała punkty, kiedy pozwalała jej na to
Małgorzata Dydek.
- Wcale tak łatwo nie przyszło nam to zwycięstwo. Podczas seansów wideo wydawało mi się, że nasz rywal jest jeszcze słabszy - zauważyła nieco żartobliwie "Ptyś", dodając że Lotos wygrał, bo miał przewagę na każdej pozycji, głównie w umiejętnościach technicznych.
Tyle słynnej co i mikrej Australijki
Kristi Harrower (wczoraj obchodziła 29. urodziny) nie przestraszyła się
Paulina Pawlak.
- Jak przypuszczałam, wystarczyło ją mocniej przykryć i nie była już tak niebezpieczna. Warunki, jakie postawiłyśmy Francuzkom, były dla nich zbyt twarde - oceniła Pawlaczka.
- Ten mecz zupełnie nam nie wyszedł. Rzadko zdarza nam się otrzymać takie lanie. Gratuluję Lotosowi, ale walka o Final Four jeszcze się nie zakończyła - rzuciła Australijka, nazywana przez koleżanki "Krewetką".
Jedyne co na początku meczu mogło irytować, to kilka rzutów wolnych przestrzelonych przez
Chasity Melvin. Po meczu nasza amerykańska gwiazda ze swadą opowiadała o tych pudłach.
- Ten mecz porównałabym do mocniejszego treningu, gdyby nie te wolne. Na treningu bym nie spudłowała. W meczu byłam bardziej spięta psychicznie i to cała różnica. Fajnie się grało - stwierdziła skrzydłowa.
Kibice, co tu dużo mówić, byli mocno zaskoczeni jednostronnością tego widowiska. Pretensji do Lotosu nie można mieć żadnych. Bo i co? Grał o jak najwyższe zwycięstwo, gdy wszyscy rozmawiali już o piątkowym rewanżu we Francji. Ba, nawet rezerwowe powiększały przewagę gospodyń.
- Jezu, przecież nawet Wołomin rzucił w Gdyni 50 punktów - zauważył
Andrzej Ciecierski, kamerzysta gdańskiej Trójki.
Pozostaje nam wierzyć, że po drugim meczu rozczarowanie postawą Pays będzie równie duże, a Provance będzie nadal słynęło jedynie z autobusów Heuliez, a nie z żeńskiej koszykówki.
Ćwierćfinały.CJM Bourges - MIZo Pecsi Pecs 58:62, Olympic Valenciennes - Euroleasing Orsi Sopron 80:68.