Wtorek był jednym z najczarnieszych dni polskich zapasów klasycznych. Walki na olimpijskich matach w Atenach przegrało aż trzech naszych zawodników. Lekcji dla Marka Mikulskiego można było się spodziewać, jednak przygnębiających porażek Ryszarda Wolnego i Dariusza Jabłońskiego - na pewno nie. W porannej serii nasi reprezentanci stoczyli cztery walki i ponieśli cztery porażki. Wszyscy wracają do domu. Klęska.
O tym, że
Jabłoński, aktualny mistrz świata, z opuszczoną głową wróci do kraju wiedzieliśmy już po jego pierwszej walce w wadze do 55 kg. Polak przegrał z
Gejdarem Mamiedaliewem, mistrzem świata sprzed dwóch lat 0:3 (pierwsze dwa punkty w konfrontacji stracił... na sekundę przed regulaminową przerwą). A że Rosjanin wygrał również pierwszą walkę, z Mukeshem Khatrim, z kompletem zwycięstw awansował do kolejnej rundy.
Los Jabłońskiego podzielił
Ryszard Wolny, startujący w kategorii do 66 kg. Polak, mistrz olimpijski z Atlanty, w pierwszej walce uległ Azerowi
Faridowi Mansurowi 2:6. Rywal naszego zawodnika wygrał także swoją pierwszą walkę z Kubańczykiem Juanem Lusiem Marinem i awansował do kolejnej rundy. Wolnego trochę żal, bo trafił na wyraźnie nieprzyjaźnie nastawionych do niego sędziów. Nie uznawali punktów przyznawanych mu przez arbitra matowego, oglądali zapis wideo, na którym widzieli coś innego aniżeli było w rzeczywistości. W sumie 35-letniemu zawodnikowi Unii Racibórz odebrali cztery punkty! Później Wolny walczył jeszcze z Marinem, jednak był to pojedynek wyłącznie o prestiż.
Jako pierwszy zaprezentował nam się najcięższy
Marek Mikulski, startujący w wadze do 120 kg. 23-letni zapaśnik Legii Warszawa, który w kadrze zastąpił
Andrzeja Wrońskiego, oddał dwie walki i odpadł z turnieju. W pierwszym pojedynku nasz zawodnik przegrał z Bułgarem
Siergiejem Morejką 0:3, a w drugim uległ Litwinowi
Mindaugasowi Mizgaitisowi także 0:3.
- Mocno wierzyłem w swoje umiejętności, byłem bardzo skoncentrowany, a jednak się nie udało. Do faworytów grupy nie byłem zaliczany, ale chciałem sprawić niespodziankę - tłumaczył się 23-letni brodacz.
Nie ma się co dziwić, że 40-letni
Józef Tracz, trener kadry, był bardzo rozczarowany tym, co jego podopieczni pokazali w Ano Liossia Olypmic Hall.
- Mam pretensje do Jabłońskiego i Wolnego za brak koncentracji w parterze. Błędy taktyczne i techniczne zadecydowały o ich przegranych. Chwila nieuwagi i cztery lata pracy zmarnowane - grzmiał trzykrotny medalista olimpijski.
Jeśli tak dalej pójdzie, to powtórzy się dramat z Sydney, skąd polscy zapaśnicy wrócili bez medalu. Pozostaje nam liczyć na to, że
Włodzimerz Zawadzki, Radosław Truszkowski i Marek Sitnik nie wezmą przykładu z kolegów.
Wczoraj jednak przeżywaliśmy także i miłe chwile na zapaśniczych matach. W roli sędziego szalał na nich
Andrzej Supron. Znakomity przed laty zapaśnik jest jednym z dwóch (obok
Grzegorza Brudzińskiego) polskich sędziów zapaśniczych w Atenach. Srebrny medalista z Moskwy, sędziując walkę Greka z Duńczykiem zrobił mały show, ale do tego akurat zdążył nas przyzwyczaić. Demonstrował nam swe aktorskie zdolności w programach TVN i TV 4, a także organizując zapasy kobiet w oleju i błocie w warszawskiej restauracji DT Centrum.
- Moim marzeniem jest sędziowanie olimpijskiego finału - powiedział Supron. A jak nie pójdzie naszym, to zawsze możemy trzymać kciuki za Szwedów, których prowadzi
Ryszard Świerad, były trener kadry.
Porażki polskich zapaśników komentuje Andrzej Wroński, dwukrotny mistrz olimpijski: - Jestem rozczarowany występem kolegów. Marek Mikulski trafił do trudnej grupy. Dla mnie, jak sądzę, jedynie Rulon Gardner byłby bardzo trudnym rywalem. Marek wychodził na matę jakby wiedział, że przegra. Po pierwszych straconych punktach, zwieszał głowę, opierał się na rywalu i czekał na koniec walki. Darek Jabłoński i Rysiek Wolny też nie losowali dobrze, ale z grupy mogli wyjść. Zauważyłem, że nie byli odpowiednio skoncentrowani.