Raj dla konikówReprezentacja Polski siatkarzy jest o krok od awansu do turnieju finałowego Ligi Światowej. W katowickim Spodku biało-czerwoni dwukrotnie pokonali Brazylię po 3:2 (25:23, 20:25, 22:25, 25:23, 15:13) i (25:22, 23:25, 27:25, 21:25, 15:12). Za tydzień zespół Waldemara Wspiałego podejmować będzie we Wrocławiu Portugalię.
POLSKA: Zagumny, Gruszka, Nowak, Murek, Świderski (tylko w piątek), Szczerbaniuk oraz Musielak (libero), Prygiel (w sobotę w 6), Stancelewski, Siezieniewski, Wagner, Gołaś (tylko w sobotę).
Kto by przypuszczał, że "koniki" zarabiać będą na siatkówce. A tak było w Katowicach. Mimo ponad jedenastu tysięcy kart wstępu, chętnych do zobaczenia gry na żywo było jeszcze więcej. Na bilecie kosztującym w kasie 35 złotych można było uzyskać co najmniej trzykrotną przebitkę.
Polacy rozpoczęli z dużym animuszem. Na drugą przerwę techniczną zeszli z wynikiem 16:11. Wówczas na zagrywkę wszedł Andre, którego "bomby" pozwoliły Brazylii zdobyć siedem punktów z rzędu. Na szczęście później rywale mylili się w ataku, co Polacy zmienili rezultat na 20:17. Seta skończyły zbicia Piotra Gruszki i Dawida Murka. W drugiej partii od początku przeważali przyjezdni. Naszym zawodnikom udało się jedynie uzyskać remis na 9:9, a potem 13:13. Jednak trzeci set powinien być już polski. Było 17:14, a potem jeszcze 21:20 dla biało-czerwonych. W końcówce brylował Giba, a Gruszka i Sebastian Świderski mylili się w ataku. Tego ostatniego, narzekającego na dolegliwości zdrowotne, w dwóch ostatnich partiach zastąpił Robert Prygiel. Jednak największego sojusznika mieliśmy w... Brazylijczykach. Rywale oddali nam aż 42 punkty po własnych błędach. To one ważyły w decydujących akcjach czwartego seta, choć ostatni punkt po pięknej kiwce zapisano Pawłowi Zagumnemu. W tie-breaku goniliśmy od 1:4 i 5:8. Pierwsze prowadzenie zdobyliśmy po autowym zbiciu Giby na 12:11, a trzynasty punkt zdobył po chwili z zagrywki Prygiel. Piłka meczowa to efekt serwisu Andre w siatkę, a pojedynek po dwóch i pół godzinie walki zakończył blok na Nalbercie.
W rewanżu w każdej partii Polacy musieli odrabiać straty. Najszybciej poradzili sobie z tym w inauguracyjnej części, gdy od 4:7 zdobyli cztery punkty z rzędu. Potem Brazylijczykom już tylko raz udało się remisować (15:15). W drugim secie zdobywaliśmy trzykrotnie kontaktowe punkty (21:22, 22:23, 23:24), ale decydujący cios zadał Nalbert. W trzeciej partii przegrywaliśmy 22:23, by po autowych atakach Andre i Enrique zdobyć piłkę setową. Grę skończyliśmy za trzecim podejściem, gdy jak z armaty huknął Murek. W czwartej partii było już 9:16. Trener Wspaniały wymienił czterech zawodników, a rezerwowi wyciągnęli na 20:23. Kto wie, co byłoby, gdy Prygiel nie zmarnował serwisów.
Tie-break rozpoczął się fatalnie, od wyniku 2:7. I wtedy na zagrywkę poszedł Murek. Z dobrym blokiem przyniosła sześć punktów z rzędu. Prowadzenia Polacy już nie oddali. Mecz skończył Marcin Nowak.
- To był piękny i widowiskowy dwumecz. - Nie możemy być szczęśliwi, gdyż przegraliśmy. Takie mecze są dla nas dobrym przetarciem przed finałem ligi. Polacy grają obecnie dużo lepiej niż w zeszłym roku - mówił Nalbert, kapitan canarinhos.
- Brazylijczycy wysoko zawiesili nam poprzeczkę - odpowiedział komplementem na komplement Zagumny.
- Dawid Murek pokazał, że jest graczem światowego formatu i
przechylił szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Dziękuję publiczności, która do końca była z nami.Tabela grupy A:1. Brazylia 7-3 17 25:12
2. Polska 6-4 16 22:193. Argentyna 3-6 12 14:18
4. Portugalia 3-6 12 11:23