• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Nie było sprawy

Krystian Gojtowski
4 listopada 2004 (artykuł sprzed 19 lat) 
Rozmowa z Andrzejem Karasiem

Andrzej Karaś, jeden z koszykarzy Noteci Inowrocław, którzy odmówili wyjazdu na ligowy mecz do Koszalina, bo klub nie płacił na czas, zaledwie kilkanaście dni pozostawał bez pracy. 32-letni obrońca postanowił zaufać Adamowi Prabuckiemu, pod którego opieką trenował i grał przed dziewięcioma laty w gdańskim Wybrzeżu. Karaś został zawodnikiem Kagera Gdynia.

- Trzeba przyznać, że pańskie przyjście do Kagera jest jedną z największych niespodzianek na koszykarskim rynku w ostatnich dniach. Nie miał pan innych propozycji?
- Miałem oferty, między innymi z Polpaku Świecie. To był jednak ostatni gwizdek na zmianę klubu, więc czasu na zastanawianie się nie miałem.
- Wcześniej grał pan w Kotwicy Kołobrzeg, AZS Koszalin, Noteci. We wszystkich tych klubach były problemy finansowe. Może ten Polpak, który chciał mieć pana u siebie, mógłby spowodować, że skupiłby pan się wreszcie tylko na grze, nie rozmyślając o płacowych problemach?
- Wybrałem Kagera. Odbyłem długą rozmowę z trenerem Prabuckim i... jestem jak najlepszej myśli.
- Zaczął pan sezon w grającej w ekstraklasie Noteci. Wiedział pan, że od lat mają w tym klubie kłopoty z regularnością wypłat. Po co pan tam poszedł? Lubi pan kłopoty?
- Nie, nie lubię kłopotów. Na grę w Noteci zdecydowałem się z tego powodu, że mogłem tam liczyć na indywidualnego sponsora i wydawało się, że nie będzie żadnych problemów. Ów sponsor nie dopełnił jednak obowiązków i zrezygnowałem z gry.
- Można rezygnować z pracy w różny sposób. Pan i kilku pańskich kolegów zdecydowaliście się na rozwiązanie bardzo drastyczne. Zastrajkowaliście i nie pojechaliście na mecz do Koszalina. Jak do tego doszło?
- To nie był strajk, jak to wszyscy określają. Działacze doskonale wiedzieli, że do takiej sytuacji może dojść, bo od początku nie było dobrze.
- Kto rzucił hasło: nie jedziemy na mecz?
- Nie było konkretnej osoby. To, czy pojedziemy na mecz czy nie, ważyło się od miesiąca. Rychło okazało się, że kwestią czasu pozostaje tylko to na który mecz nie pojedziemy. Daliśmy klubowi szansę, miał czas na uregulowanie zaległości. Działacze się z tego obowiązku nie wywiązali.
- Pan był nowym zawodnikiem w Noteci. Zadłużenie wobec pana nie musiało być więc duże.
- Nie było duże, ale znając sytuację w klubie i obietnice wcześniej mi składane postanowiłem nie czekać. Nie chiałem być oszukiwany.
- Pięciu zawodników pojechało na mecz, pięciu nie pojechało. Nie było jedności w drużynie?
- Nikt za nikim nie biegał, nie przekonywał. Każdy podjął decyzję indywidualnie.
- Czy temat Noteci jest dla pana zamknięty, czy też będzie pan szukał sprawiedliwości w sądzie?
- Z Notecią rozstałem się za porozumieniem stron, więc sprawa jes dla mnie zamknięta. Pieniędzy żadnych nie otrzymałem, ale powiedzmy, że wszystkie sprawy z klubem z Inowrocławia są uregulowane. Można powiedzieć, że... sprawy nie było.
- Nie obawiał się pan, że po tym jak o tej sprawie zrobiło się głośno w kraju, może pan być traktowany przez prezesów innych klubów jako persona non grata? Jako osoba, która rozsadza zespół od środka?
- Nie sądzę. W mojej bogatej karierze nigdy do takich sytuacji nie dochodziło.
- Podczas rozmowy z trenerem Prabuckim temat Noteci był omijany?
- Można powiedzieć, że była to koleżeńska rozmowa. Temat Noteci poruszyliśmy, jednak nie miał on żadnego wpływu na warunki, na jakich znalazłem się w Gdyni.
Głos WybrzeżaKrystian Gojtowski

Opinie (1)

  • przyszłeś...

    ... i wracaj szybko do zdrowia!

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Typuj wyniki Mistrzostw Europy w Niemczech!

Relacje LIVE

Najczęściej czytane