• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Nie można walczyć na 99 procent

Krystian Gojtowski
8 lutego 2005 (artykuł sprzed 19 lat) 
Rozmowa z Dariuszem Michalczewskim

Walką z Francuzem Fabricem Tiozzo o pas bokserskiego mistrza świata wagi półciężkiej kategorii WBA Dariusz Michalczewski wraca na ring. Po porażce z Meksykaninem Julio Cesarem Gonzalezem w obronie pasa mistrza organizacji WBO "Tygrys" odpoczywał przez 15 miesięcy. Fritz Sdunek, jego trener, twierdzi, że niespełna 37-letni Michalczewski znajduje się w znakomitej formie. 26 lutego w hamburskiej hali Color Line Arena 23-krotny mistrz świata ma pokazać wszystko co najlepsze.

- Po twojej porażce z Julio Cesarem Gonzalezem mówiło się, że zakończysz zawodową karierę. Czego teraz możemy się spodziewać? Czy ewentulana porażka z Fabricem Tiozzo może spowodować zakończenie wielkiej przygody z boksem. Czy będziesz dalej walczył?
- Nie wiem, kto mówił, że kończę karierę. Chyba mówili to ci fachowcy, którzy krzyczą: "Lewa, prawa!". Oni nigdy nie pomylą się w swych przypuszczeniach. Musiałem dać sobie trochę czasu na to, by odpowiedzieć sobie na pytanie, czy będę jeszcze chciał boksować. Zastanowiłem się i powiedziałem, że wracam na ring. Co będzie dalej, tego jeszcze nie wiem. Teraz chcę wygrać z Tiozzo. Potem będziemy dalej planować.
- Nie chciałbyś się zrewanżować Gonzalezowi za jedyną porażkę na zawodowym ringu?
- Gonzalez nie jest już mistrzem świata, więc rewanżu z nim na pewno nie będzie. Tym bardziej, że nie widzę go nawet na listach rankigowych.
- Stawką tego pojedynku wcale nie musiałby być pas mistrzowski. Wystarczyłby sam fakt pokonania tego, który ośmielił się odebrać ci mistrzowski pas...
- Nie, raczej nie. Chyba, że znalazłby się ktoś, komu bardzo zależałoby na zorganizowaniu takiego pojedynku. Ktoś, kto zaoferowałby naprawdę duże pieniądze.
- Wróćmy do walki z Tiozzo. Będzie dla ciebie to walka szczególna. Zawsze broniłeś tytułu mistrzowskiego, teraz będziesz walczył o jego zdobycie. W roli pretendenta czujesz się nieswojo?
- Nie. Na świecie jest wielu mistrzów świata, jednak grono czempionów jest nieliczne. Ja mam tę świadomość, że po zdobyciu 23 tytułów mistrzowskich jestem czempionem i tego nikt mi nie odbierze. Fakt bycia pretendentem mnie nie obciąża. Nie ukrywam jednak, że towarzyszy mi duże napięcie psychiczne. Wszyscy liczą, że po walce z Tiozzo tytuł mistrza świata WBA będzie mój. To napięcie jest nawet większe aniżeli przed walkami, w których broniłem tytułu.
- Mówiło się o tym, że walka z Tiozzo ma odbyć się w Paryżu, później w grę wchodził Berlin. Stanęło na Hamburgu. Czy dla ciebie, po tylu latach kariery, miejsce rozgrywania walk ma jeszcze znaczenie?
- Jest mi to obojętne. Ale z drugiej strony, jestem w połowie hamburczykiem, tam mam swoją publiczność. Sądzę, że w połowie sala Color Line Arena będzie wypełniona polskimi kibicami. Hamburg wiele dla mnie znaczy. Tam zdobywałem tytuły mistrzowskie, tam przegrałem tytuł, tam toczyłem wspaniałe pojedynki. Wiem, że na tę walkę bilety zostały sprzedane już półtora miesiąca wcześniej. Jeszcze nigdy w historii niemieckiego boksu ni było sytuacji, by bokser miał zapewniony komplet publiczności tak wcześnie.
- Czy po przegranej walce z Gonzalezem twoje stosunki z trenrem Sdunkiem uległy zmianie, ochłodzeniu?
- Nie. Gdy podjąłem decyzję o kontynuowaniu kariery, rozpoczęły się przygotowania do kolejnej walki. Były inne tematy do rozmowy. Jak to się mówi, razem dalej dmuchamy w jedną trąbkę.
- Wyciągnąłeś wnioski z tamtej porażki?
- Oczywiście. Przeed walką z Meksykaninem zajmowałem się wieloma rzeczami nie związanymi z boksem, ale w moim wieku trzeba myśleć o przyszłości. Nie byłem przed tą walką maksymalnie skoncentrowany. Nie można boksować w 99 procent.
- Przed każdą walką towarzyszą ci talizmany. Chociażby słynny makaraon przygotowywany przez twego przyjaciela, Bruno Bruniego, czy motyw muzyczny "Eye of the Tiger". Czy to się teraz zmieni?
- Mam nadzieję, że teraz będzie lepsza kopia z polskim hymnem. Ostatnio nie było z tym najlepiej. Zła jakość dźwięku ze starej płyty po prostu mnie załamała.
- Jaki kierunek mógłbyś obrać po wygranej walce z Tiozzo? Prozachodni, czyli oczekiwany przez kibiców wyjazd do Stanów, czy też może pokazanie się jeszcze raz polskim kibicom, chociażby znów w rodzinnym Gdańsku?
- Nie ma takiej możliwości, bym mógł tutaj boksować. Myślę, że uczyni to może jeden z moich wychowanków, którego będę trenerem. Takie jest moje marzenie.
- Znasz Fabrice Tiozzo?
- Znamy się bardzo długo. Pierwszy i jedyny raz zmierzyliśmy się na mistrzostwach Europy juniorów w Kopenhadze. Było to bardzo dawno temu, w 1986 roku. Wygrałem z nim w ćwierćfinale na punkty. Z tego, co pamiętam, była to bardzo dobra walka, w której zresztą Tiozzo był faworytem.
- Jak go dzisiaj oceniasz?
- Jego styl mi odpowiada, ale to groźny rywal. Był mistrzem świata w wadze półciężkiej. Moim zdaniem, walka będzie stała na wysokim poziomie. Jestem przekonany, że zwyciężę.
- Mógłbyś z nim powalczyć już dzisiaj?
- Do osiągnięcia stuprocentowej formy jeszcze trochę mi brakuje, jednak jestem na dobrej drodze, by optymalną dyspozycję osiągnąć na czas.
Głos WybrzeżaKrystian Gojtowski

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane