Gdański żeglarz Roman Paszke i jego załoga są już w objęciach "ryczących czterdziestek". Na razie sobie bardzo to chwalą. W ciągu minionej doby pokonali dystans 342 mil morskich, bijąc o jedną milę wynik osiągnięty drugiego dnia wokółziemskiego rejsu.
"Ryczące czterdziestki" to obszar pomiędzy 40 a 50 stopniem szerokości geograficznej południowej, w którym kształtują się bardzo głębokie niże. Żeglarzom towarzyszą monstrualne fale i sztormowe wiatry. Jednak mimo rosnących niebezpieczeństw, w takich warunkach można szybko płynąć. I Polacy nie próżnują. Mają już za sobą 6 tysięcy mil.
- Ciśnienie atmosferyczne drastycznie spadło, temperatura podobnie woda z oceanu paruje, tworząc mgłę, a wszystko to za sprawą układu frontalnego, który nas wyprzedza. Na wachtę do obowiązkowego wyposażenia doszły rękawiczki i czapki. Na jachcie zaczęliśmy używać ogrzewania. Poniżej 44 stopnia szerokości geograficznej południowej możemy już natrafić na góry lodowe - melduje kapitan
Paszke.
- Pogoda się pogarsza. Chlapie coraz intensywniej. Zmieniliśmy sztormiaki z dwuczęściowych na suche. Tego typu sprzętu brakowało nam trzy lata temu w The Race. Do tego zakładamy bieliznę oddychającą na pierwszą warstwę, a na drugą polar z windstoperem. Polecam ten zestaw wszystkim, którzy choć raz zmarzli na morzu - dodaje
Robert Janecki, uczestnik obu wypraw.