Piłkarze Arki kończyli drugoligowy sezon z uśmiechami na twarzach. My, dziennikarze, po raz pierwszy od 1998 roku (piąta lokata Polonii Gdańsk) mieliśmy więc w miarę spokojny finisz. Nie trzeba było dramatyzować, nie przebijaliśmy się w narzekaniu.
Utrzymanie się beniaminka przed ostatnią kolejką to zawsze powód do satysfakcji. Przykłady Górnika Polkowice w poprzednim sezonie i Garbarni Jaworzno w świeżo zakończonym, czyli nowicjuszy, którzy siłą rozpędu przedarli się do baraży, nie powinny służyć za obiekt porównań. Słabość naszej grupy III ligi, a także pomorskiej IV ligi sprawia, że po awansach trzeba budować zespół od nowa. Gdynianiom, choć był to prawdziwy wyścig z przeszkodami, ta sztuka się udała. Nie udało się innym beniaminkom - Hutnikowi oraz Jagiellonii, która w pewnym stopniu przypominała Arkę. Acz bez przesady, bo naszej drużyny nikt nie oceniał w kategorii "wieś tańczy i śpiewa". Ten zespół odmienił dopiero
Wojciech Łazarek (przed sezonem próbował skaperować go do Arki
Andrzej Czyżniewski). W Białymstoku "Baryła" poległ, ale prasa oszczędziła go. Ponoć otrzymał już ofertę od stołecznej Polonii... Cała złość obróciła się przeciwko Lechowi, który dał się ograć futbolistom ŁKS. W centrum najważniejszych wydarzeń ostatniej kolejki II ligi byli nasi ludzie.
- Znamy kulisy zwycięstwa łodzian - mówił gdańszczanin
Marcin Kubsik, który w lutym był bliski podpisania kontaktu z Arką.
- Dlatego życzę im spadku w następnym sezonie i mam nadzieję, że równocześnie Lech spadnie z ekstraklasy. Z Lechią dwukrotnie udawało mi się wyjść z opresji w ostatnich spotkaniach. "Jaga" nie miała tyle szczęścia. Przede wszystkim zabrakło punktów z rundy jesiennej. Wiosną tylko Arka i Ruch nie przegrały w Białymstoku. Gratuluję żółto-niebieskim. Ich wyniki, biorąc pod uwagę liczne kontuzje w drużynie, naprawdę zasługują na pochwałę.Wypożyczenie Kubsika z L-P do Jagiellonii dobiegło końca. Popularnego "Żabę" łączy kontrakt z gdańską spółką do 31 grudnia, ale wydaje się, że niebawem będzie do wzięcia. Może Arka spróbuje jeszcze raz?
To oczywiste, że na meczu ŁKS - Lech byli ludzie z Białegostoku, m.in.
Adam Grad, najlepszy snajper w drużynie. Plotki roznoszą się lotem błyskawicy. Wczoraj pół Polski rozprawiało o tym, co działo się w Łodzi. Jedne źródła podawały, że gospodarze musieli przygotować 300 tysięcy złotych, a w przerwie (gdy było 0:1), nawet 400, inne informowały, że tzw. pozytywna motywacja ze strony osoby trzeciej musi wynieść 66 tys. Tyle ponoć wynosi premia dla piłkarzy Lecha za zwycięstwo. Nikt nikogo nie złapał za rękę, nikt niczego nie udowodnił, więc owe liczby znaczą tyle, co nic. Koledzy po piórze w obu wielkich miastach śmiali się, że Łódź zasługuje i na pierwszą, i na drugą ligę. Sam wynik jest z gatunku science-fiction, każdy o tym wie. Najszybciej wiedzieli bukmacherzy, blokując zakłady. Dlaczego oni zawsze mają rację? A tak na marginesie przypomnijmy, że wcześniej jedna z firm zablokowała zakłady na mecz Ceramika - Arka.
Jeśli ktoś miał wątpliwości, rozwiał je
Karol Piątek. Piłkarz wypożyczony do ŁKS z OSP Lechiia asystował przy golu na 1:1 i, choć nie dotrwał do końca gry z "Kolejorzem", znalazł się nawet w jedenastce kolejki "PS"!
- To był normalny, czysty mecz. Nie ma żadnych podtekstów. Przeciwnik grał osłabiony. Po przerwie, choć stracił dwa gole, spisywał się lepiej, niż w pierwszej połowie! Atakowaliśmy z wielką determinacją. Zszedłem szybciej, ponieważ zasygnalizowałem potrzebę zmiany. Zabrakło sił.