• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Pokazaliśmy wszystko

Krystian Gojtowski
3 września 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Rozmowa z Grażyną Prokopek

Grażyna Prokopek jest jedną z nielicznych zawodniczek polskiej ekipy, biorącej udział w lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Paryżu, do której startu nie można mieć pretensji. 26-letnia zawodniczka AZS AWFiS Gdańsk awansowała do półfinału biegu na 400 metrów, a w sztafecie 4 razy 400 m była piąta.

- Nie będę skromna. Jestem z siebie bardzo zadowolona. Biorąc pod uwagę moją długą nieobecność na lekkoatletycznych imprezach, spowodowaną kontuzją stopy, i zaledwie kilka startów przed wyjazdem na mistrzostwa świata, mogę być w pełni usatysfakcjonowana.
- Piąte miejsce sztafety w pełni oddaje jej rzeczywiste miejsce na świecie?
- Chyba tak. Przed biegiem zakładałyśmy, że będziemy bić się z Niemkami i Brytyjkami. W sumie nasze plany oscylowały właśnie wokół piątej pozycji. Skończyło się tak, że Brytyjki były za nami, a nie Niemki przed nami.
- Dlaczego Niemki były lepsze?
- Nie wiedziałyśmy, że pobiegnie Grit Breuer. Bez względu na to, ile ma lat, to klasowa zawodniczka. Poza tym nasze wcześniejsze biegi były silnie obsadzone i dość wyczerpujące. Z kolei Niemki zakwalifikowały się do finału na luzie.
- Na mecie byłyście szóste. Pomogli wam sędziowie, dyskwalifikując Senegal.
- Senegalki popełniły błąd podczas ostatniej zmiany, co nie uszło uwadze sędziów. Przecież to mogło każdego spotkać, także nas. Za taką omyłkę zdyskwalifikowano nas w Annency.
- Finałowy bieg sztafetowy 4 razy 400 metrów był ostatnią konkurencją z udziałem naszych reprezentantów. Wcześniej nikt od was nie wymagał walki o medal, jednak czy brak planowanych zdobyczy medalowych naszych reprezentantów wywarł na was presję?
- Presji nikt na nas nie wywierał. Same jednak czułyśmy to, że mamy do zrealizowania pewne zobowiązanie wobec siebie, kibiców, trenerów, wszystkich. Ten bieg to było coś tak ważnego, że nie sposób było obok takiej rywalizacji przejść obojętnie.
- W eliminacjach sztafeta pobiegła w składzie Monika Bejnar, Małgorzata Pskit, Anna Jesień i Grażyna Prokopek po praz pierwszy w historii. Może fakt, że nie byłyście zgrane, zadecydował o tym, że nie pokazałyście pełni swych umiejętności?
- Zapewniam, że pokazałyśmy wszystko, na co nas stać. Rzeczywiście w tym składzie biegłyśmy pierwszy raz, jednak znamy się bardzo dobrze. Od 1998 roku wszystkie jesteśmy w kadrze narodowej. Znamy swoje możliwości i style biegania.
- Trener Sławomir Nowak, który nie jest skory do pochwał, chyba pogratulował ci piątego miejsca sztafety i indywidulanego półfinału?
- Trener Nowak rzadko chwali, ale jak już to zrobi, wiadomo, że jest za co. Powiedział mi: "Dobrze się spisałaś. Super wybrnęłaś z sytuacji, gdy musiałaś biec slalomem".
- Do twoich startów nie można mieć pretensji, jednak po całej reprezentacji kibice spodziewali się znacznie więcej. Jeden medal Korzeniowskiego to zdecydowanie za mało.
- Nie mogę odpowiadać za wszystkich, jednak każdy chciał jak najlepiej. To nie jest tak, że mentalnie nie nadajemy się do sportu, bo boimy się rywalizacji z zagranicznymi gwiazdami. Trudno powiedzieć, gdzie leży przyczyna lekkiego niedosytu. Może działacze powinni nas bardziej mobilizować, tworzyć specyficzną atmosferę głodu sukcesu?
Głos WybrzeżaKrystian Gojtowski

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane