• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Sopot. Walczą nie tylko z przeciwnikami

Krystian Gojtowski
9 lipca 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Różne są powody porażek w tenisie. Można przegrać, ponieważ rywal był silniejszy, sędzia nieobiektywny, aura niekorzystna. Od wczoraj wiadomo, że można przegrać także z powodu oczu. Potwierdzają to porażki faworyzowanych Eugeniusza Czerepaniaka z Sanoka i Lucjana Pawłowskiego z Krakowa w grupie wiekowej powyżej 75 lat w 43. Międzynarodowych Mistrzostwach Polski (w puli 12,5 tysiąca dolarów). Obaj mieli kłopoty z dojrzeniem swych przeciwników po drugiej stronie kortu.

82-letni Czerepaniak, jeden z najstarszych uczestników imprezy uległ na korcie nr 11 Henrykowi Kolankowskiemu z Koszalina 3:6, 6:1, 3:6.

- Seta wygrałem szczęśliwie, gdyż źle widziałem. Wiem, że to jest niespodzianka, wszak odpadł faworyt. Nie chcę usprawiedliwiać się chorobą, jednak taka jest prawda - mówił dziarski staruszek, który tytuł mistrzowski zdobywał już 15 razy.

Czerepaniak wielokrotnie w finale mierzył się z Lucjanem Pawłowskim, jednak i krakowski 79-latek marzenia o finale musi odłożyć do przyszłego roku. Uległ on Stanisławowi Krupie z Sopotu 3:6, 1:6. Również z powodu oczu.

- Niedawno wyszedłem ze szpitala. Jestem w trakcie rehabilitacji, która miała trwać do końca lipca, jednak miłość do tenisa była większa - narzekał sędziwy zawodnik.

Pobici faworyci jeszcze długo rozprawiali między sobą o przyczynach i skutkach przypadłości, która ich dopadła. Niosąc rakiety przekonywali się, że wiek ma swoje prawa.

Z zupełnie inną dolegliwością i to wcale nie z powodu wieku zmaga się Olgierd Hoffman. 38-latek z Sopotu przy wzroście 187 cm waży 105 kg. Mimo rekordowej w swym życiu wagi i pokaźnego brzuszka pewnie ograł dwóch rywali.

- Wygrałem, ale jestem nie do życia - opowiadał mokry od potu właściciel firmy budowlanej. - Nie jestem przygotowany fizycznie. To wszystko przez pracę, 14 godzin dziennie siedzę albo za kółkiem, albo nad papierami, a jeść trzeba - z rozbrajającym śmiechem wyjaśnił pan Olgierd przyczyny powstania sporych rozmiarów "bagażu", którego jest właścicielem. - Widzi pan, mam co nosić. Czas zacząć zbijać wagę, lekarz też mi to mówi - zakończył rozweselony zawodnik startujący w grupie powyżej 35 lat.

Na żadne dolegliwości nie narzeka natomiast Stanisław Labanauskas, faworyt kategorii powyżej 60 lat, nr 3 na liście światowej, a do tego świeżo upieczony wicemistrz świata z austriackiego Velden. Mało tego, Litwin z Kowna, z zawodu dentysta, radził poszkodowanym, jak mają leczyć swe kontuzje. Jednemu z pechowców, który naciągnął mięsień zalecił by przez 24, a najlepiej 32 godziny... nic nie jadł.

- Ty, żurnalist, lepiej się nie śmiej - mówił 18-krotny międzynarodowy mistrz Polski. - Powidz ty mi, co robi pies, jak jest chory? - dopytywał. - A widzisz, nie wiesz. A ja ci powiem. Pies nic nie je - dowodził. - Bo jak je, to krew płynie do żołądka, a nie do rany - zapewniał i autora, i pechowca Labanauskas. Skończyło się na tym, że pacjent otrzymał zezwolenie co najwyżej na picie wody przez najbliższe kilkadziesiąt godzin. No bo jak pies...
Głos WybrzeżaKrystian Gojtowski

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane