- 1 Beniaminek za mocny dla Wybrzeża (58 opinii) LIVE!
- 2 Neptun gotowy już na derby. A ty? (126 opinii)
- 3 Lechia nastawia się na wielkie rzeczy (55 opinii)
- 4 Arka na derby po wygraną i awans (123 opinie)
- 5 IV Liga. Bałtyk z rekordowym zwycięstwem (23 opinie)
- 6 Momoa spotkał się z Michalczewskim (58 opinii)
W sobotę o 9.00 w Rębiechowie
20 sierpnia 2004 (artykuł sprzed 19 lat)
Swoim osiągnięciem wpisała się Pani w chlubną historię polskiej szermierki. Medal stanowi znakomite podsumowanie pasma sukcesów, jakie były Pani udziałem. To nie tylko sukces Pani i polskiej szermierki. To również - w jakiejś części - zasługa wszystkich fanów sportu, którzy kibicowali Pani od początku ateńskich zmagań. W imieniu wszystkich kibiców składam najserdeczniejsze gratulacje - napisał do Sylwii Gruchały, brązowej medalistki turnieju induwidualnego turnieju florecistek Aleksander Kwaśniewski, prezydent RP. Gdańszczanie podopiecznej Tadeusza Pagińskiego będą mogli podziękować już w sobotę.
Popularna "Sylwka" ma wylądować tego dnia na lotnisku w Rębiechowie około 9.00.
Gruchała w listopadzie skończy dopiero 23 lata. Jej talent objawił się przed ośmioma laty. W debiucie w mistrzostwach świata kadetek zdobyła brązowy medal. Potem regularnie co roku dorzucała coś do medalowego mieszka. W juniorskiej drużynie zdobyła pierwsze mistrzowskie tytuły. W 1998 roku walczyła już z seniorkami brąz mistrzostwa świata, a rok później była w drużynie, która zajęła drugie miejsce na globie. Zanim pojechała po srebro do Sydney, z indywidualnych mistrzostw Europy wróciła ze złotem. Co ciekawe, na tę imprezę pojechała... za karę. Były zastrzeżenia do jej zaangażowania na treningach. Ale to już przeszłość. Przed rokiem Polki, z Gruchałą na czele, zostały drużynowymi mistrzyniami świata seniorek. Dzisiaj Sylwia porzuciła fanaberie związane z karierą... modelki.
Zrozumiała, że jej miejsce jest w sporcie. To w nim znalazła oparcie, gdy opuścili ją rodzice. Wielki talent zauważyła w niej Anna Sobczak, a później oszlifowali Longin Szmit i Tadeusz Pagiński.
- Jadę do Aten po złoto. Gdybym nie wierzyła, że jestem w stanie tam wygrać, to by nie było sensu w ogóle startować - powiedziała w czerwcu. Potem zamilkła. Stroniła od mediów i jednoznacznych deklaracji. Koncentrowała się wyłącznie na treningu i olimpijskim starcie. Ci, którzy byli z nią blisko, wiedzieli, jak bardzo poważnie traktowała zapowiedzi o złocie. Gdy w środę zdobyła brąz, a później z biało-czerwonym sztandarem i wiankiem laurowym na głowie stała na podium, była chyba najsmutniejszym polskim medalistą w historii igrzysk.
- Czuję niedosyt. Po przegranej byłam wściekła. Walka o awans do finału była do wygrania. Gdybym mogła cofnąć czas, inaczej rozwiązałabym końcówkę. Walczyłabym spokojniej, skupiłabym się na defensywie. Nie wytrzymałam ciśnienia. Vezzali jest ode mnie starsza i ma zdecydowanie więcej doświadczenia, także w pojedynkach o wielką stawkę. Szkoda, bo choć w przeszłości Włoszka zaszła mi za skórę, to w tym roku w Pucharze Świata wygrałam z nią dwukrotnie - przyznaje Gruchała.
Obawialiśmy się, czy gdańszczanka nie podzieli losu Roberta Krawczyka, który po przegraniu finału w ostatniej sekundzie pojedynku, brąz oddał bez walki. Ale Sylwka raz jeszcze pokazała charakter.
- Miałam bardzo krótki odpoczynek między półfinałem a walką z Węgierką Mohamed. Przystępując do tego pojedynku myślami byłam jeszcze przy rywalizacji z Vezzali. Bałam się, że nie będę mogła się skoncentrować. Początek miałam trudny, ale się przełamałam. Uświadomiłam sobie, że walczę o brąz, a to też jest olimpijski medal. Nerwy, stres, emocje były tak wielkie, że aż rozbolał mnie brzuch. Radość z tego, co osiągnęłam w Atenach, przyjdzie chyba później - mówiła Gruchała.
- Słucham spokojnych utworów. Nie muszę się nakręcać, bo energię mam w sobie. W Atenach nuciłam przeboje Ryszarda Rynkowskiego. Kiedyś z nim i Otylią Jędrzejczak śpiewaliśmy: "Kobiety lubią sport". W tekście tej piosenki jest "Kobiety lubią brąz". Może to wpłynęło na moją podświadomość - zastanawia się gdańszczanka.
Środa skończyła się dla gdańszczanki dopiero około drugiej w nocy w czwartek. Musiała poddać się kontroli antydopingowej, stawić czoła dziennikarzom na konferencji prasowej, a potem jadła kolację z fechtmistrzem Tadeuszem Pagińskim. Wczoraj rano przed budynkiem polskiej misji olimpijskie została zaprezentowana jako medalistka całej polskiej ekipie.
- Obiecałem sobie, że jak zdobędę złoty medal, to pojadę do Tajlandii. To kraj moich marzeń. Po turnieju nie miałam czasu pomyśleć o podróżach. Natomiast przerwa w treningach i zawodach na pewno będą. Choćby dlatego, że w październiku chciałabym rozpocząć studia na wydziale psychologii w Gdańsku - dodaje Gruchała.
Popularna "Sylwka" ma wylądować tego dnia na lotnisku w Rębiechowie około 9.00.
Gruchała w listopadzie skończy dopiero 23 lata. Jej talent objawił się przed ośmioma laty. W debiucie w mistrzostwach świata kadetek zdobyła brązowy medal. Potem regularnie co roku dorzucała coś do medalowego mieszka. W juniorskiej drużynie zdobyła pierwsze mistrzowskie tytuły. W 1998 roku walczyła już z seniorkami brąz mistrzostwa świata, a rok później była w drużynie, która zajęła drugie miejsce na globie. Zanim pojechała po srebro do Sydney, z indywidualnych mistrzostw Europy wróciła ze złotem. Co ciekawe, na tę imprezę pojechała... za karę. Były zastrzeżenia do jej zaangażowania na treningach. Ale to już przeszłość. Przed rokiem Polki, z Gruchałą na czele, zostały drużynowymi mistrzyniami świata seniorek. Dzisiaj Sylwia porzuciła fanaberie związane z karierą... modelki.
Zrozumiała, że jej miejsce jest w sporcie. To w nim znalazła oparcie, gdy opuścili ją rodzice. Wielki talent zauważyła w niej Anna Sobczak, a później oszlifowali Longin Szmit i Tadeusz Pagiński.
- Jadę do Aten po złoto. Gdybym nie wierzyła, że jestem w stanie tam wygrać, to by nie było sensu w ogóle startować - powiedziała w czerwcu. Potem zamilkła. Stroniła od mediów i jednoznacznych deklaracji. Koncentrowała się wyłącznie na treningu i olimpijskim starcie. Ci, którzy byli z nią blisko, wiedzieli, jak bardzo poważnie traktowała zapowiedzi o złocie. Gdy w środę zdobyła brąz, a później z biało-czerwonym sztandarem i wiankiem laurowym na głowie stała na podium, była chyba najsmutniejszym polskim medalistą w historii igrzysk.
- Czuję niedosyt. Po przegranej byłam wściekła. Walka o awans do finału była do wygrania. Gdybym mogła cofnąć czas, inaczej rozwiązałabym końcówkę. Walczyłabym spokojniej, skupiłabym się na defensywie. Nie wytrzymałam ciśnienia. Vezzali jest ode mnie starsza i ma zdecydowanie więcej doświadczenia, także w pojedynkach o wielką stawkę. Szkoda, bo choć w przeszłości Włoszka zaszła mi za skórę, to w tym roku w Pucharze Świata wygrałam z nią dwukrotnie - przyznaje Gruchała.
Obawialiśmy się, czy gdańszczanka nie podzieli losu Roberta Krawczyka, który po przegraniu finału w ostatniej sekundzie pojedynku, brąz oddał bez walki. Ale Sylwka raz jeszcze pokazała charakter.
- Miałam bardzo krótki odpoczynek między półfinałem a walką z Węgierką Mohamed. Przystępując do tego pojedynku myślami byłam jeszcze przy rywalizacji z Vezzali. Bałam się, że nie będę mogła się skoncentrować. Początek miałam trudny, ale się przełamałam. Uświadomiłam sobie, że walczę o brąz, a to też jest olimpijski medal. Nerwy, stres, emocje były tak wielkie, że aż rozbolał mnie brzuch. Radość z tego, co osiągnęłam w Atenach, przyjdzie chyba później - mówiła Gruchała.
- Słucham spokojnych utworów. Nie muszę się nakręcać, bo energię mam w sobie. W Atenach nuciłam przeboje Ryszarda Rynkowskiego. Kiedyś z nim i Otylią Jędrzejczak śpiewaliśmy: "Kobiety lubią sport". W tekście tej piosenki jest "Kobiety lubią brąz". Może to wpłynęło na moją podświadomość - zastanawia się gdańszczanka.
Środa skończyła się dla gdańszczanki dopiero około drugiej w nocy w czwartek. Musiała poddać się kontroli antydopingowej, stawić czoła dziennikarzom na konferencji prasowej, a potem jadła kolację z fechtmistrzem Tadeuszem Pagińskim. Wczoraj rano przed budynkiem polskiej misji olimpijskie została zaprezentowana jako medalistka całej polskiej ekipie.
- Obiecałem sobie, że jak zdobędę złoty medal, to pojadę do Tajlandii. To kraj moich marzeń. Po turnieju nie miałam czasu pomyśleć o podróżach. Natomiast przerwa w treningach i zawodach na pewno będą. Choćby dlatego, że w październiku chciałabym rozpocząć studia na wydziale psychologii w Gdańsku - dodaje Gruchała.
Opinie (3)
-
2004-08-19 21:24
godz. 8:10
autobus linii 110 z pod dworca PKP we Wrzeszczu na lotnisko! :))
- 0 0
-
2004-08-20 20:44
SYLWIA GRUCHAŁA
GRATULACJE DLA SYLWII I JEJ TRENERA PAGIŃSKIEGO
- 0 0
-
2004-08-21 12:16
Gratulujemy...
Polakom gratulujemy Otylii i Sylwi...
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.