• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wszyscy mówimy po niemiecku

Jacek Główczyński
12 października 2004 (artykuł sprzed 19 lat) 
Rozmowa z Żanną Kriworuczko

Hypo Niederosterreich może już świętować awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Austriacka drużyna wygrała w Gdańsku z Natą różnicą 10 bramek. Tej przewagi nie może roztrwonić w najbliższy piątek, gdy ugości akademiczki w rewanżu na własnym boisku. Co więcej, Żanna Kriworuczko zapowiada, że w drugim meczu ośmiokrotny zdobywca Pucharu Europy zagra jeszcze lepiej. 34-letnia bramkarka ukraińska czuła się w Polsce bardzo dobrze. Od razu zaproponowała w rozmowie przejście na nasz język i nawiązała do okresu swoje gry w Monteksie, gdzie znana była pod drugim imieniem jako... Anna Kriworuczko. Co ciekawe, to jej przyjście do Lublina sprawiło, że miejsce w tym drużynie straciła Galina Łotariewa, późniejsza ostoja Naty.

- W Lublinie trzykrotnie świętowałaś tytuł mistrza Polski. Teraz najlepszą drużyną naszego kraju jest Nata. Czy ma coś z Monteksu z twojego okresu?
- To bardzo interesujące pytanie, ale odpowiedź na nie jest trudna. Tym bardziej, że nie chciałabym urazić nikogo z Gdańska. Montex grał inną, ale i lepszą piłkę ręczną. Była to przede wszystkim drużyna budowana w celu odnoszenia sukcesów. Opierała się na reprezentantkach Polski. Jak dobrze pamiętam, było ich sześć czy siedem. Próbowano też zawodniczki zagraniczne. Naszym celem było nie tyle wygrywanie w polskiej lidze, co dobre wyniki w europejskich pucharach, Lidze Mistrzów.
- Montex kilka lat po odpadnięciu z Ligi Mistrzó przeszedł do Pucahru EHF i w tych rozgrywkach siegnął po wygraną. Czy Nata może pójść taką drogą?
- Grałam w Polsce prawie 10 lat temu. Z gdańskiej drużyny, z zawodniczek, które grają do dzisiaj, zapamiętałam tylko Agnieszkę Truszyńską. Pozostałe są dużo młodsze. Nata na pewno jest drużyną z przyszłością, ale nie potrafię powiedzieć, kiedy będzie mogła osiągać sukcesy w Europie. W Gdańsku są młode zawodniczki, które grają dobrze w obronie i szybko.
- Na Hypo to było stanowczo zbyt mało?
- Bo pokazałyśmy charakter. Zagrałyśmy zwłaszcza bardzo dobrze w ofensywie. W obronie za bardzo się rozluźniłyśmy. Straciłyśmy stanowczo za dużo bramek. Mogę zapewnić, że w rewanżu pod tym względem poprawimy się.
- Jest sens się wysilać, skoro awans macie już w kieszeni?
- Każdy mecz gramy na poważnie. Jesteśmy to winne naszym kibicom i sponsorom.
- W "16" Hypo na mecz w Gdańsku doliczyliśmy się zawodniczek aż... 12 nacji, nie tylko z Europy, ale również z Brazylii. Jak dogadujecie się w tej swoistej wieży Babel?
- W każdym kraju, w którym gram, staram się poznać jego język i kulturę. Występy w Hypo stwarzają szansę na poznanie wielu języków. Znam wiele słów po serbsku, chorwacku, hiszpańsku... Każda z nas poza boiskiem nie zapomina skąd pochodzi. Ale w klubie, na treningach i meczach obowiązuje żelazna zasada - wszyscy mówimy po niemiecku.
- Hypo wygrała osiem razy Puchar Europy, ale od ostatniego sukcesu minęły już cztery lata. Jest szansa, że w tym sezonie nawiążecie do chlubnej tradycji?
- Drużyna gra od 3-4 lat w tym samym składzie. Przed tym sezonem doszły tylko dwie zawodniczki. To powinno przynieść efekt. Gdy gra się w Hypo, to cały czas trzeba sobie stawiać najwyższe cele. Dla Gunnara Prokopa liczy się tylko co najmniej finał Ligi Mistrzów. Do tego zmierzamy. A gdy dojdziemy już do meczu o pierwsze miejsce w Europie, to oczywiście zrobimy wszystko, by go wygrać.

Zobacz także

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane