Po miesięcznym "niebycie" Adam Ziemiński, były trener koszykarek Lotosu VBW Clima Gdynia, znalazł bezpieczną przystań w Astorii Bydgoszcz. To właśnie z tego klubu, dziś zajmującego czwarte miejsce w grupie B drugiej ligi, 37-letni szkoleniowiec wyruszył na podbój Gdyni.
- Działacze Astorii byli pamiętliwi?
- Mieli prawo. Wszak opuściłem ich w trakcie sezonu. Jednak nie było żadnych przytyków, przyjęto mnie elegancko.
- Spodziewał się pan, że tak szybko powróci na stare śmieci?
- Oczywiście, że nie. Jednak mając w pamięci to, co spotkało mnie w Treflu Sopot po wywalczeniu awansu, wolałem nie ryzykować i nie sprowadzać rodziny do Gdyni. Czas pokazał, że postąpiłem dobrze.
- Oceniając z perspektywy czasu, dlaczego doszło do rozstania z gdyńskim klubem?
- Mówiąc oględnie - nie ten czas, nie to miejsce. Wydaje mi się, że przyczyną było to, że w pewnym momencie straciłem kontakt z zawodniczkami. Nie pomagały rozmowy w cztery oczy, ani na forum zespołu. To był nieodwracalny proces.
- Prowadzona przez pana drużyna nie potrafiła wygrać meczu na wyjeździe.
- Ciężko mi to zrozumieć. W rozmowach wszystko sprowadzało się do tego, że na wyjazdach gra się trudniej i porażka na obcym terenie nie powinna dziwić.
- Czy mimo to Lotos jest w stanie wywalczyć awans z grupy?
- Jest to bardzo możliwe i najprawdopodobniej uczyni to z trzeciego miejsca. Zwycięstwa nad prowadzącymi zespołami pokazały, że gdynianki nie odpuściły walki o czołowe lokaty.
- Spodziewał się pan wygranych nad US Valenciennes Olympic i Gysev Sopron?
- Nie spodziewałem się tego, że szczególnie ta druga wygrana przyjdzie Lotosowi tak łatwo. To jednak drużyna o bardzo dużym potencjale.
- Te sukcesy to pańska zasługa czy Krzysztofa Koziorowicza, a może Tadeusza Aleksandrowicza?
- To masz wspólny sukces, bo razem budowaliśmy ten zespół.
- Dziś prowadzi pan zespół Astorii. Kto wygrałby: pańscy podopieczni czy koszykarki Lotosu?
- Koszykówka męska jest bardziej dynamiczna. Mężczyźni mają lepsze warunki fizyczne. Jednak Astoria.