• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Będą następne CSI w Sopocie

Jacek Główczyński
1 lipca 2004 (artykuł sprzed 19 lat) 
Ponad 47 tysięcy złotych zarobił w ciągu trzech dni w Sopocie Bert Prouve. Belgijski jeździec wygrał najważniejszy konkurs, CSI - Grand Prix o nagrodę firm NDI i Besix oraz puchar prezydenta RP. Polacy również nie opuszczali hipodromu z pustymi rękoma, a Krzysztof Ludwiczak zdążył nawet ustawić się jako czwarty przy kasie. Między wszystkich startujących podzielono 305 tysięcy. Jako że przy ul. Polnej - jak zwykle - zmagania koni i ludzi z przeszkodami oglądała ponad 10-tysięczna widownia Krzystzof Bielak, szef marketingu NDI już dzisiaj deklaruje: "będzie piąta edycja CSI w Sopocie!".

Po raz pierwszy w historii zawodów Polacy nie wygrali żadnego konkursu. Co prawda roszerzyła się po raz kolejny geografia ekip przyjeżdżających nad polskie morze, (gościliśmy po raz pierwszy Nową Zelandię), ale nie rozgrzesza to biało-czerwonych.

- Zagraniczne ekipy mają lepsze konie, ale chyba też dysponują lepszymi zawodnikami - ostrożnie ocenia Ewa Chytra, dyrektorka zawodów i prezes SKJ Sopot.

Zresztą nasza czołówka od razu ustawiła się na gorszych pozycjach. Grzegorz Kubiak nie wystawił do zawodów Djany des Fontenis, której wartość Krzysztof Niecko, prezes pomorskiego okręgu, szacował na 1,5 miliona dolarów, a Turbud Tempo w konkursie Grand Prix zrzucił jeźdźca z grzebietu. Z kolei Jacek Zagor przyjechał bez Lurona, na którym triumfował w najważniejszym sopockim konkursie w 2002 roku. Ale i tak wychowanek Nadwiślanina Kwidzyn z naszej ekipy był najbliżej sukcesu. Na Charmeurze zabrakło mu pół sekundy do tego, by być właścicielem pucharu wojewody pomorskiego i nagrody Grupy Lotos.

- Polaków czeka sporo pracy. Największe nadzieje wiążę z Ludwiczakiem, jest pod dobrą opieką trenerską Jacka Wierzchowskiego - mówił Roman Jagieliński, prezes PZJ.

Ludwiczak zarobił w Sopocie 22 847 złotych. Więcej pieniędzy pokwitowali tylko Belgowie: Prouve (47 031) i Koen Vereecke (37 856) oraz Czech Ales Opatrny (33 656). Dziewiątkę zawodników, którzy opuszczali hidoprom bogatsi o co najmniej 10 tysięcy złotych zamknął Jarosław Skrzyczyński (10 057). Dziewięciu naszych rodaków zarobiło 5 tysięcy i więcej. Z pomorskich jeźdźców do kasy "dopchał" się tylko Grzegorz Psiuk. Za jedenaste miejsce w siódmym konkursie reprezentant Sobieskiego Gdańsk zainkasował... 117 złotych.

- W Grand Prix zgubiła mnie taktyka. Jako że za mną jechał Opatrny, który jeździł zawsze bardzo szybko, to i ja musiałem śrubować czas. Nie ustrzegłem się zrzutki. Może gdybym pojechał wolniej, to wygrałbym, bo nikt w rozgrywce nie miał czystego przejazdu - zastanawiał się jeszcze długo po zamknięciu zawodów Ludwiczak.

A grono obserwatorów nurtowała inna kwestia: Czy to dobrze czy źle dla przyszłości zawodów, że pieniądze są wywożone poza granice Polski?

- To podobna kwestia do tej, czy kocha się bardziej tatusia czy mamusię. Nie liczymy nikomu, ile zarobił. Oczywiście, jako patrioci życzylibyśmy sobie, aby wygrywali Polacy, ale przecież w piłce nożnej też nie jesteśmy mistrzami świata, a nie obrażamy się i nie przestajemy grać. Najważniejsze jest to, że poziom zawodów systematycznie się podnosi, że stają się one znaczącą imprezą regionalną państw Morza Bałtyckiego. Życzylibyśmy sobie tylko, aby w ślad za tym poszło większe zaangażowanie środowiska lokalnego, aby zostawały trwałe inwestycje, choćby w infrastrukturę hipodromu - przekonuje Krzysztof Bielak, szef marketingu NDI.

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane