Rozmowa z Agnieszką Bibrzycką
W ciszy i spokoju, bez natarczywości dziennikarzy, do równowagi wraca
Agnieszka Bibrzycka. 20-letnia skrzydłowa
Lotosu VBW Climy Gdynia była najlepszą polską koszykarką podczas 29. Mistrzostw Europy w Grecji. Jej postawa jednak nie pomogła naszej drużynie zdobyć medalu, a co za tym idzie - awansować do turnieju olimpijskiego w Atenach.
- O tym, że wróciłaś smutna zadecydował przegrany w ostatnich minutach mecz z Hiszpankami. Uczestniczyłaś wcześniej w spotkaniu, które twój zespół przegrał po roztrwonieniu olbrzymiej przewagi?
- To był pierwszy raz. Uczestniczyłam w różnych spotkaniach. Różne też były przewagi. Wygrywało się wysoko, zdarzało się, że rywal dochodził, ale zwycięstwo było po mojej stronie.
- Trudno ci przełknąć tę pigułkę?
- Bardzo. Jeszcze nie znalałam przyczyny porażki. Na spokojnie obejrzę kasetę z tego meczu, wszystko przeanalizuję. Może wtedy dojdę do tego, jak mogłyśmy coś takiego przegrać.
- Dużo mówi się o zmęczeniu. Być może trener Herkt zbyt często korzystał z usług podstawowej piątki we wcześniejszych, nawet tych mniej znaczących meczach?
- Nie, to nie ten kierunek. Zmęczenie odgrywało tu najmniejszą rolę, bo wcale nie musiałyśmy rywalek gonić, grać szybko. Wystarczyło ustawić grę i trzymać piłkę w ręku przez pełne 24 sekundy każdej z akcji.
- W trakcie meczu kontuzji doznała Sylwia Wlaźlak, za pięć fauli spadła Joanna Cupryś. Może tych podstawowych zawodniczek zabrakło w decydujących momentach?
- To raczej pytanie do trenera, a nie do mnie. Może gdyby były, mecz potoczyłby się inaczej? Nie jest sztuką wygrywać jak idzie. W takich chwilach, jak ostatnie minuty gry z Hiszpanią, powinnyśmy się wszystkie zebrać i zagrać tak, by wygrać.
- Czułyście się faworytkami meczu z Hiszpanią?
- Nie. Ten mecz był dla nas wielką niewiadomą. W trakcie przygotowań do finałów ani razu nie zagrałyśmy z tym zespołem. Rywal był tym bardziej tajemniczy, że jego skład od ME we Francji bardzo się zmienił. Szanse były równe.
- W szatni, po meczu pojawiły się wzajemne pretensje?
- Nie. Oczywiste było, że przegrał zespół i ponosi winę za porażkę.
- Porażka z Hiszpankami jest bardziej bolesna od przegranego, trzeciego ćwierćfinałowego meczu z UMMC Jekaterynburg w Eurolidze?
- Mecz z Rosjankami można sobie wytłumaczyć, a to co działo się w czwartej kwarcie spotkania z Hiszpankami nie znajduje racjonalnego wytłumaczenia. A poza tym ta druga porażka bardziej boli.
- Jesteś zadowolona z tego, co pokazałaś w Pyrgos i Patras?
- Były momenty, kiedy byłam naprawdę zadowolona, zarówno ze swojej postawy, jak i wyników drużyny. Z drugiej strony, takie chwile jak ostatnie minuty meczu z Hiszpanią, czy kilka nierozważnych decyzji w innych spotkaniach, chciałabym wymazać z pamięci. Bardzo chciałabym, aby to się więcej nie powtórzyło.
- Na trybunach greckich hal zasiadali trenerzy amerykańskich klubów, którzy dużą uwagę przywiązywali do twojej gry. Wiedziałaś o tym?
- Mówiła mi o tym Gosia Dydek. W żadnym wypadku mnie to nie deprymowało. Nie zwracałam na to uwagi, grałam swoje.
- Przegrana zabrała nam zarówno olimpijski awans, jak i brązowy medal mistrzostw Europy. Czego bardziej żałujesz?
- Olimpiady.
- W tym roku będziesz obchodziła 21 urodziny. Sądzisz, że zagrasz jeszcze na igrzyskach?
- Mam nadzieję. Wiadomo, że kilka starszych zawodniczek zrezygnuje z gry w reprezentacji. Przyjdą dziewczyny może nie młodsze, ale mniej doświadczone. Te, które do tej pory nie łapały się do składu. Być może ich brak ogrania przez pewien czas może nam się dawać we znaki.
- Sylwia Wlaźlak oświadczyła oficjalnie, że rezygmuje z gry w reprezentacji. Jesteś zaskoczona deklaracją podstawowej rozgrywającej reprezentacji?
- Nie. Sylwia zostawiła trochę zdrowia w reprezentacji, rozegrała olbrzymią liczbę meczów. Poza tym, nie wypominając jej wieku, ma swoje lata, chciałaby założyć kompletną rodzinę, urodzić dziecko. Taka jest kolej rzeczy i należy się z tym pogodzić.
- Jak długo jeszcze obraz greckich wydarzeń będzie stawał ci przed oczyma? Zbliża się nowy sezon...
- Obraz tego, co się stało, ta porażka, na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Na szczęście nie był to mój ostatni mecz, moja ostatnia szansa. Przeżywam to jeszcze, ale myślę już o nowym sezonie. Mam inne cele i nadzieję, że chociaż one zostaną zrealizowane.