• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jestem indywidualistą

Jacek Główczyński
18 lutego 2004 (artykuł sprzed 20 lat) 
Leszek Kucharski zagrał w II-ligowym AZS AWFiS Gdańsk, ale to nie był powrót syna marnotrawnego pod akademicki sztandar, ale raczej... pożegnanie. I to nie tylko z klubem, ale w ogóle z Gdańskiem! Wicemistrz świata i Europy, dwukrotny olimpijczyk, a później trener mistrzów Europy juniorów, zamierza wyemigrować do Warszawy, aby bronić swej niezależności, ale także za... chlebem.
Niektórzy z twoim powrotem do AZS AWFiS wiązali nadzieje na renesans tenisa stołowego, który w ostatnich latach przy ul. Wiejskiej został zmarginalizowany. Co ty na to?
Nie wiem, czy będzie ciąg dalszy moich występów. Zagrałem w dwóch meczach. Powiedzmy w ramach rehabilitacji, zabawy...
Co robi obecnie były już trener reprezentacji Polski juniorów?
Na razie odpoczywam, a jednocześnie próbuję uwić sobie gniazdko w Warszawie. Prowadzę rozmowy, mam dwie-trzy koncepcje, aby ponownie zająć się szkoleniem.
W grę wchodzi wyczyn, czy raczej formuła "tenis stołowy dla wszystkich, zagraj z mistrzem"?
Na pewno chciałbym robić sport wyczynowy, ale żyć też z czegoś trzeba. Obecnie nikt nie płaci mi pensji.
Polskiemu Związkowi Tenisa Stołowego sam wymówiłeś. Dlaczego?
Był to protest wobec tego, co się w ostatnim czasie działo w gdańskim ośrodku, wobec pewnych osób. Przez osiem lat oprócz tego, że byłem w ośrodku trenerem, pełniłem też funcję kierownika. Wszystko zmieniło się, gdy wreszcie doczekaliśmy się własnej hali. Dyrektor hali został także kierownikiem ośrodka. I nie chodzi o to, że ja na tym straciłem finansowo. Zresztą początkowo wydawało się, że koncentracja tylko na szkoleniu wyjdzie mi na zdrowie. Ale okazało się, że zaczęły się mnożyć rozmaite wymagania, a zarazem i ograniczenia. Jestem indywidualistą. Taki mam charakter, i to dzięki niemu doszedłem do wyników najpierw jako zawodnik, a później jako trener. Zawsze najlepiej na tym wychodziłem, gdy robiłem to, co chciałem, miałem wolną rękę.
Jesteś rozgoryczony tym co się stało?
Jest dużo goryczy. Tenis stołowy to moje życie. Ze związkowym szkoleniem w Gdańsku związałem się na dobre i na złe. Z Adamem Gierszem, ówczesnym prezesem PZTS najpierw chodziliśmy za tym, aby ośrodek w ogóle powstał, a później walczyliśmy o to, aby była także hala. W tej ostatniej czułem się niemal jak domownik.
Przez te lata nie pracowałeś sam. Czy masz żal do tych, co zostali, choć ty odszedłeś?
Życie już takie jest, że trudno liczyć na lojalność. Zresztą nie oczekiwałem jej. To w dzisiejszych czasach nie jest takie proste.
Odszedł Kucharski - polscy juniorzy przestaną wygrywać?
Nie ma ludzi nie zastąpionych. Jednak aby nawiązać do ostatnich sukcesów, należy wiele zmienić. W ośrodku jest kiepska atmosfera, nie ma odpowiedniej liczby trenerów. Gdy zaczynaliśmy, dwóch szkoleniowców pracowało z 10-12 zawodnikami. Etaty są nadal dwa, a zawodników przybyło, bo pojawili się sparingpartnerzy, uczestnicy rozmaitych obozów...
Twoje odejście z pracy w związku zbiegło się w czasie z mocniejszym zaangażowaniem w życie PZTS Andrzeja Grubby. Nie mogliście zagrać znów wspólnie, jak niegdyś debla?
Nic nie mam przeciwko Andrzejowi. Były między nami luźne rozmowy w sprawach związkowych, ale nazwałbym je teoretyzowaniem. Oficjalnej propozycji powrotu do szkolenia nie otrzymałem.
A gdyby padła, zostałbyś w Gdańsku?
Nigdy nie mówi się nigdy. W Gdańsku się urodziłem, tutaj nauczyłem się grać w tenisa i stąd ruszyłem podbijać świat. W tym zakresie nic się nie zmieni, nawet jeśli zmienię miejsce zamieszkania.

Zobacz także

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane