Po twardym boju koszykarze
Prokomu Trefl Sopot pokonali w Kaposvarze tamtejszą
Klimę Vill KK 88:78 (21:21, 25:23, 23:18, 19:16) w pierwszym meczu 1/8 finału Pucharu Koraca. Bohaterem spotkania był niewątpliwie Alan Gregov. Ta cenna zaliczka pozwala ze spokojem myśleć o spotkaniu rewanżowym, które w następną środę odbędzie się w Sopocie.
Prokom: Gregov 27, Maskoliunas 6, Vranković 17, Ansley 6, McNaull 6 - Marković 20, Dylewicz 2, Jankowski 4.
Klima: Balazs 11, Ivković 26, Bukva 13, Dzunić 16, Allison 10 - Bencze, Szoke 2, Filipović.
Przed spotkaniem największym zmartwieniem
Eugeniusza Kijewskiego, trenera Prokomu był stan zdrowia jego rozgrywających. Zarówno
Igor Milicić, jak i
Alan Gregov odczuwali dolegliwości po występie w koszalińskim turnieju. Uraz Miilcicia okazał się na tyle poważny, że nie wystąpił on na parkiecie hali Varosi Sportcsarnok. Zagrał za to Gregov. Zagrał - to mało powiedziane. Pokaz basketu w wykonaniu wicemistrza olinmpijskiego z 1992 roku można nazwać maestrią. Chorwat nie tylko perfekcyjnie rozgrywał, ale i gdy trzeba było trafiał z wprost nieprawdopodobnych pozycji. To właśnie dzięki jego natchnionej grze sopocianie wreszcie w połowie trzeciej kwarty (25 i 27 min) odskoczyli miejscowym na siedem punktów.
Wcześniej Madziarzy stawiali naszemu zespołowi nadzwyczaj zacięty opór. Szczególnie trudny do upilnowania był 35-letni
Stojan Ivković. Co gorsza, na nie zawsze zgodne z przepisami, podkoszowe manewry Jugosłowianinowi pozwalali sędziowie. Gapiostwo arbitrów oraz własny spryt pozwalały Ivkoviciowi błyszczeć jedynie do połowy trzeciej kwarty. Później uszło z niego powietrze. Znacznie wcześniej, bo już na początku drugiej kwarty dość gry miał mierzący aż 217 cm bośniacki Sejo Bukva.
W inauguracyjnej odsłonie środkowy dość odważnie poczynał sobie z kryjącym go
Joe McNaullem. Sytuacja diametralnie zmieniła się na naszą korzyść, gdy "Józka" zmienił
Tomasz Jankowski. "Jankes" na tyle dokładnie zaopiekował się potężnym przeciwnikiem, że ten, nerwowo reagując, popełniał faule ofensywne oraz błędy kroków. Znakomitą zmianę (za
Michaela Ansleya) dał także
Filip Dylewicz.
Od momentu uzyskania pewnego prowadzenia emocje skończyły się dla półtoratysięcznej widowni. Na każdy trafiony rzut gospodarzy, niemal natychmiast odpowiadał
Josip Vranković lub
Dragan Marković. Te riposty z kolei wywoływały aplauz... liczącej trzy osoby, barwnie ubranej, grupy kibiców z Sopotu, uzbrojonej dodatkowo w potężne bębny.