Koszykarki
Lotosu Gdynia wykorzystały atut własnego parkietu. Po dzisiejszej wygranej 73:65 (19:11, 23:16, 17:22, 14:16) nad Wisła Can-Pack Kraków w rywalizacji finałowej objęły prowadzenie 2-1. W środę czwarte starcie odbędzie się pod Wawelem. Gdyby tam się nie powiodło podopiecznym Krzysztofa Koziorowicza, to za tydzień będą mogły postawić kropkę nad "i" przed własną publicznością.
LOTOS: Bibrzycka 24 (5x3, 7 zbiórek, 6 strat, 3 przechwyty), Dydek 18 (9 zbiórek, 4 straty), Nolan 5, Pawlak 4, Kobryn 4 (11 zbiórek) - Veselovsky 12 (2x3), Troina 6. Trener: Krzysztof Koziorowicz.
WISŁA: Johnson 17 (1x3, 4 straty), Skerovic 17 (5x3), Perovanovic 4 (6 zbiórek), Trafimova 3 (5 zbiórek), Kress 2 (4 przechwyty) - Tillis 17 (2x3, 5 zbiórek), Radwan 5 (1x3), Gburczyk, Kenig, Krawiec. Trener: Wojciech Downar-Zapolski
Sędziowali: Kowalski (Wrocław) i Pujdak (Koszalin). Widzów: ok. 1000.
Obie ekipy rozpoczęły grę zdenerowowane. Koszykarki pudłowały nawet spod samego kosza, mnożyły się niecelne podania. Wydawało się, że szybciej opanowały się przyjezdne, które prowadziły 2:0 i 4:2. Jednak spojrzenie w statystyki pierwszej połowy temu przeczy. Na przykład skuteczność Wisły w rzutach za dwa przed przerwą wynosiła zaledwie 24 procent!
Lotosowi pierwsze prowadzenie, 6:4 w piątej minucie dało trafienie Małgorzaty Dydek. Przewaga gospodyń lawinowo zaczęła narastać od wyniku 8:7. Z jedenastu następnych gdyńskich punktów aż dziewięć było autorstwa
Agnieszki Bibrzyckiej. Dzięki temu Lotos uciekł nawet na 17:7.
Druga kwarta zaczęła się od rzutu kuriozum Shannon Johnson. Przy rzucie za trzy amerykańskiej rozgrywającej piłka zanim trafiła do kosza uderzyła w górny róg tablicy, a nastepnie kilkakrotnie podskakiwała na obręczy.
W naszych szeregach dobrą zmianę dała
Monika Veselovsky, która wprowadziła się na parkiet osmioma punktami w drugiej kwarcie, w tym dwoma "trójkami". Na 33:22, a w 18. minucie na 37:25 wynik poprawiły akcje Dydek. Jedynym niepokojącym sygnałem było jedynie trzeciej przewinienie Deanny Nolan.
Na drugą połowę miejscowe wyszły z 15-punktową zaliczką (42:27). Szybko wzrosła ona do 20 oczek, gdyż akcją 2+1 popisała się
Tatiana Troina.
Wisła postawiła wszystko na jedną kartę. Gonić wynik próbowała rzutami za trzy. Jelena Skerovic trafiła w tym okresie cztery razy zza linii 6,25, w tym trzykrotnie uczyniła to w ostatniej odsłonie. Nadzieje na czwartą kwartę przyjezdnym zostawiła też Iva Perovanovic, trafiając równo z ostatnim gwizdkiem trzeciej części gry.
W finałowych dziesięciu minutach rezultatu dla Lotosu pilnowała głównie Bibrzycka. W rzutach za dwa i trzy punkty tego dnia "Biba" popisała się ponad 60-procentową skutecznością.
-
Wbrew pozorom zostawiliśmy dzisiaj dużo zdrowia na parkiecie. Ważnym elementem była zbiórka. Osiagnęliśmy tutaj przewagę i mogliśmy wyprowadzać szybkie ataki. Osobiście cieszę się, że po zabiegach fizjoterapeutycznych kolano wraca do normy. Odzyskałam czucie gry, wraca dynamika. Dlatego mam nadzieję, że złote medale odbierzemy już w środę, w Krakowie - zapewniała Bibrzycka.
Trener Krzysztof Koziorowicz nie zapomniał skomplementowac podopiecznej: -
Aga grać potrafi. To wiedzieliśmy. Kwestią zdrowia było tylko kiedy znów zacznie grać na miarę swoich umiejetności. A co do rywalizacji z Wisłą, to o wynikach decyduje dyspozycja dnia. Nigdy nie bawię się w przewidywanie wyników, tym bardziej nie będę tego robił w kontekście meczu w Krakowie - zaznaczał gdyński szkoleniowiec.
Pod koniec meczu kibice skandowali: "Lotos, mistrz, mistrz", a orkiestra zagrała "Sto lat". Ale tylko nieco mniejsze brawa niż koszykarki otrzymał również Leszek Pujdak. W Gdyni arbiter z Koszalina zakończył ponad 20-letnią przygodę z gwizdkiem.