Kończący się rok był jednym z najlepszych w historii Basketball Investments SSA i koszykarek
Lotosu Gdynia. W kraju drużyna Krzysztofa Koziorowicza po raz siódmy sięgnęła po koronę, w Europie po raz drugi zdobyła wicemistrzostwo, grała w finale Pucharu Świata. Dokonała tego konsekwentnie odmładzana ekipa, w której prym wiodą takie gwiazdy jak Małgorzata Dydek,
Agnieszka Bibrzycka i Elaine Powell.
- Przed sezonem miałem większe plany, jeśli chodzi o personalia, jednak z czasem okazało się, że z tej mąki będzie chleb - opowiada trener
Koziorowicz, którego blians z gdyńskim zespołem jest imponujący (116 wygranych - 19 porażek).
- Trzonem zespołu są trzy-cztery bardzo mocne dziewczyny, przy których mamy plejadę młodych, utalentowanych zawodniczek - dodaje trener. W mijającym roku "Kozioł" także nie oszczędzał gardła i nerwów, by z ławki dyrygować podopiecznymi. Najwięcej kosztował go mecz grupowy w Gdyni z US Valenciennes Olympic, rozegrany 22 stycznia. Jak się później okazało, było to starcie finalistów Euroligi z turnieju Final Four z Peczu. Po jednym z najdramatyczniejszych spotkań w historii klubu Lotos wygrał 74:69.
- To był horror. Wygraliśmy, mimo że na sześć minut przed końcem meczu przegrywaliśmy 15 punktami. To dla mnie największe zaskoczenie roku. Może nie sam wynik, ale przebieg tamtego spotkania - wspomina szkoleniowiec.
Mieczysław Krawczyk, prezes Basketball Investments SSA robił wszystko, by mimo twardych uwarunkowań rynku wzmocnić zespół.
- Nie zawsze nam to wychodziło, ale wyniki, jakie zespół w tym roku osiągał, świadczą o tym, że nasze ruchy kadrowe nie były chybione - mówi szef klubu z Olimpijskiej. "Krawiec" w dalszym ciągu łakomym okiem patrzy w stronę 18-letniej Ukrainki
Aleksandry Gorbunowej.
- Ona chce grać u nas. Może właśnie w 2005 roku? Ale konkurencja nie śpi, więc trzeba uważać - dodaje. Krawczykowi dostarcza satysfakcji jeszcze jeden, nie zawsze zauważany szczegół.
- Stawiamy na młodzież, ale gra u nas też kilka starszych zawodniczek. To są różne charaktery, różne mentalności, różne sposoby na życie, podejścia do ludzi. Po cichu bardzo się cieszę, że dziewczyny się ze sobą dogadują. Z tego, że te młodsze są akceptowane przez te starsze - twierdzi.
Największą zmorą sportowców są kontuzje. Pod tym względem był to bardzo udany rok dla
Pauliny Pawlak. Rozgrywająca Lotosu szczęśliwie uniknęła poważniejszych urazów, co w pełni wykorzystali trenerzy. Grała dużo zarówno w klubie, jak i reprezentacji młodzieżowej, zadebiutowała w reprezentacji kraju seniorek.
- Zdrowie mi dopisywało, jednak wyniki sportowe nie do końca mnie zadowalają. W klubie było OK, z repreznetacją seniorek nie awansowałyśmy do mistrzostw Europy. Była szansa... No i z reprezentacją młodzieżową wywalczyłam w mistrzostwach Europy tylko szóste miejsce. Byłam kapitanem tego zespołu i uważam, że miałyśmy ekipę na znacznie lepszy wynik. Na miejsce medalowe - przekonuje 20-latka. Największą niespodzianką in plus dla tej koszykarki było powołanie do dorosłej reprezentacji Arkadiusza Konieckiego.
- Byłam zaskoczona, bo wcześniej słyszałam, że jeszcze nie powinnam w niej grać - mówi. 2004 rok przyniósł też rozczarowania.
- Nie poradziłam sobie na studiach tak, jak tego oczekiwałam. Co prawda jestem na drugim roku, ale mam zaległości jeszcze z pierwszego - wyznaje ze smutkiem. Pawlak korzysta z indywidualnego toku nauczania, nie musi się spieszyć.
Jaki będzie 2005 rok dla koszykarskiej rodziny z Gdyni?
- Jeśli będzie taki jak ten, który mija, to nie będzie źle - mówi prezes Krawczyk.
- Oby omijały nas kontuzje, bo przecież aż tak szerokiego składu nie mamy - to z kolei życzenie trenera Koziorowicza.
- Oby był lepszy, niż ten mijający, chociaż ten też nie był najgorszy. To, co było złe w 2004 roku spakowałam już do plecaka. W przyszłość patrzę z optymizmem - przekonuje Paulina.