Po czterech latach wreszcie doczekaliśmy się. Koszykarki z Gdyni, w tym sezonie występujące pod nazwą
Lotos VBW Clima Gdynia, dopięły swego i awansowały do elitarnego Final Four Euroligi. To największy sukces klubowej koszykówki kobiecej w Polsce od czasu pamiętnej batalii Olimpii Poznań w Finale Czterech w 1994 roku.
Losy decydującego o awansie, trzeciego pojedynku z
Societą Ginnastica Como ważyły się do ostatnich sekund. Zwycięstwo mistrzyń Polski
78:72 (21:22, 19:20, 17:13, 21:17) rzutami wolnymi przypieczętowała filigranowa
Marie Ferdinand.
- Co za szał! Mam nadzieję, że przedostanę się do szatni w jednym kawałku - próbowała przekrzyczeć kibiców 22-letnia zawodniczka.
Jej obawy były uzasadnione, jednak żaden fan nie miał zamiaru zrobić swym ulubienicom krzywdy. Mimo to wielu wieszało się koszykarkom na szyjach. Duże "obroty" miała
Katie Smith, która z małymi kibickami pozowała do zdjęć. Inni korzystali z okazji i obcałowywali gwiazdę.
- Boże, jak tu nas kochają. Tych fanów mogą nam pozazdrościć wszystkie kluby na świecie - przekonywała mistrzyni olimpijska.
Radości nie krył także
Krzysztof Koziorowicz, trener Lotosu.
- Pijesz? - zagadnął coach
Małgorzatę Dydek, podając jej butelkę niegazowanej wody. Gdy odmówiła, szkoleniowiec powiedział sam do siebie:
"A ja dzisiaj na pewno tak". Dla "Ptysia" będzie to już czwarty turniej finałowy Euroligi.
- Walka zaczyna się od nowa. Wszystkie zespoły maja szansę na zwycięstwo. Wierzę, że coś ugramy - mówiła środkowa.
"Kozioł" jednak znalazł także czas, by na spokojnie ocenić poziom spotkania.
- Como nie mogło pozwolić sobie na otwartą grę z nami. By liczyć na sukces, rywal musiał prezentować antybasket. Włoszki chciały wybić nas z uderzenia. Mieliśmy kłopoty z rzutami z dystansu, jednak generalnie kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń na parkiecie - twierdził opiekun naszych koszykarek.
Wzruszenia nie krył
Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni.
- No, emocji było co nie miara. Wszyscy mamy zdarte gardła. Na ten moment czekaliśmy cztery lata. Wszyscy, którzy pracowali w klubie w tym czasie, są autorami tego sukcesu - mówił włodarz Gdyni. Wtórował mu
Marek Pałus, prezes Polskiego Związku Koszykówki.
- Wreszcie nadszedł wielki dzień dla Gdyni. To efekt ciężkiej pracy, ogromnych nerwów, a także nerwowych rozmów ze sponsorami - dodawał działacz.
Obaj panowie zapewniali, że wspólnym mianownikiem historii gdyńskiego klubu jest
Mieczysław Krawczyk, jego prezes.
- Złotousty to ja nie jestem, ale holywoodzkim zwyczajem chciałbym podziękować żonie - rzucił Krawczyk.
- Wreszcie - dodała cicho małżonka działacza.
Mimo wielkich nadziei gdyńskich kibiców, turniej finałowy nie odbędzie się "księstwie oliwskim", jak nazwał halę gdańskiej AWFiS prezes Basketball Investments SSA, lecz w Lievin we Francji. Gospodarzem zawodów będzie US Valenciennes Olympic.
- Dość późno podjęliśmy starania o organizację turnieju finałowego. Francuzi mieli zbyt mocną pozycję, ale na pewno ponowimy próbę w przyszłym roku - mówi
Bogusław Witkowski, przewodniczący rady nadzorczej B.I.
W pierwszym pojedynku, 26 kwietnia (18.30), gdynianki zagrają z Lavezzini Basket Parma.
- Przed rokiem także odpadliśmy w ćwierćfinale Euroligi. Przegraliśmy z Bourges Bakset. Oby to był dla was dobry omen - mówił
Fabio Fossati, trener Como.
- O sile Parmy decyduje przede wszystkim Yolanda Griffith. Aby się nią nie zamartwiać, należałoby zrobić z nią coś przed meczem - radził włoski coach.
W drugim spotkaniu (21.00) gospodynie podejmą słowacki SCP Ruzomberok. Dwa dni później, o 16.30, zostanie rozegrany mecz o trzecie miejsce, a o 19.00 - finał.