Koszykarze Prokomu Trefla Sopot pokonali na własnym parkiecie hiszpańskiego drugoligowca Club Ourense Balconesto 72:48 (12:9, 23:13, 14:15, 23:11) w pierwszym meczu grupy C Pucharu Europy.
Jedyne, co może cieszyć po środowym występie zawodników Eugeniusza Kijewskiego, to 24-punktowa wygrana. Zwycięzców się nie sądzi i tej zasady trzeba się trzymać, jednak obie ekipy zagrały przeraźliwie słabo. Sopocian może tłumaczyć plaga chorób i kontuzji. W efekcie okazało się, że
Joe McNaull i Darius Maskoliunas grali na własną prośbę. "Józek" narzekał na zapalenie krtani, "Moska" miał gorączkę.
- Mecz nam się nie ułożył. Nie zagraliśmy najlepiej. Tym bardziej chciałbym podziękować Dariusowi za to, że wystąpił - mówi
Eugeniusz Kijewski.
- Kontuzje, choroby szczególnie Jirzego Żidka i Drew Barry'ego są dla nas trudną sytuacją. Dlatego musimy stanowić monolit - twierdzi McNaull, kapitan drużyny z Prokomu.
Kibice więc siedzieli i oglądali. Nieporadnie wyprowadzane akcje, niecelne rzuty. Jedynie walka na tablicach mogła się podobać. Tam prokomowcy zagrali na poziomie, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Szczególnie pokazali się McNaull (15 punktów, 14 zbiórek),
Goran Jagodnik (10 pkt., 10 zb.) oraz
Todd Fuller (6 zb.). Niestety, po "awarii" Barry'ego, piętą achillesową jest pozycja rozgrywającego.
Jacek Krzykała, który po raz pierwszy w sezonie zagrał w wyjściowej piątce, zwyczajnie spanikował. Już w pierwszej akcji miał... stratę.
- Mecz mi nie wyszedł, trudno powiedzieć dlaczego tak się stało. Cały zespół zagrał słabiej. Przy naszej normalnej dyspozycji wygralibyśmy 30 punktami. Może po części wpływ na naszą postawę miało to, że graliśmy innymi piłkami aniżeli w lidze? - zastanawia się "Krzykacz". Największe brawa zebrał
Daniel Blumczyński. Zagrał 12 minut, zostawiając po sobie korzystne wrażenie.
- Robię to, co do mnie należy - twierdzi "Bluma".
A Hiszpanie? Rozczarowali nie tylko na boisku.
Salva Mandonado, trener Orense - co jest dziś niespotykane - prawie nie znał angielskiego. Wydukał coś o braku koncentracji i najgorszym meczu w sezonie. Może to był objaw pomeczowego szoku?
W drugim meczu grupy C BK Ventspils niespodziewanie przegrał z Eiffel Towers 76:77. W grupie D Anwil Włocławek uległ na własnym parkiecie FC Porto 77:78 (17:13, 18:15, 17:24, 24:25). Już po końcowej syrenie
Robert Witka wykonywał dwa rzuty wolne. Nie trafił.