- 1 Zużycie wody podczas meczu Polska-Francja (55 opinii)
- 2 Kończy, bo ze sportu nie wyżyje (1 opinia)
- 3 Lechia chce pozyskać dwóch obrońców (50 opinii)
- 4 Wartość piłkarzy Arki w czubie tabeli I ligi (67 opinii)
- 5 Remis Polski z Francją w meczu "o honor" (43 opinie)
- 6 Tego jeszcze w gdańskim hokeju nie było (4 opinie)
Korty gdyńskiej Arki straciły swą magię. Przynajmniej dla reprezentacji Polski w tenisie ziemnym męzczyzn. Polacy na Ejsmonda przyjeżdzali od 2002 roku i zawsze wygrywali. Tym razem nie znaleźli recepty na Gruzję. Przegrali 2:3. Biało-czerwoni na kolejny rok pozostaną w światowej trzeciej lidze, a o awans "piętro" wyżej we wrześniu zagrają nasi zwycięzcy. Ci którzy zdecydowali się niedzielę spędzić z tenisem, otrzymali aż dziewięciogodzinny spektakl! Szkoda, że bez hapyy endu.
Niedziela była dniem niewykorzystanych szans. Nie potrafiliśmy postawić kropki nad "i", choć okazji ku temu było bez liku. W pojedynku pierwszych rakiet obu krajów Łukasz Kubot przegrał z Irakli Labadze po ponad czterogodzinnej walce w pięciu setach 6:4, 3:6, 7:5, 2:6, 4:6. Jak równy z równy z Lado Szichladze grał Mariusz Fyrstenberg, ale cóż z tego skoro nie potrafił na swoją korzyść rozstrzygnąć żadnej z decydujących piłek. Ostatecznie "Frytka" uległ 5:7, 6:7 (3-7), 6:7 (6-8).
Kubot stanowczo zbyt dużo czasu potrzebował, aby rozkręcić się w każdym z setów. O ile w piątek zawsze udawało mu się dojść, a potem przeskoczyć Szichladze, to z Labadze nie miał już tyle szczęścia. Jedynie w pierwszym i trzecim secie pościgi były skuteczne. Najpierw "wyciągał" bowiem z 1:3, a potem nawet z 1:4. Obaj zawodnicy się denerwowali. Najlepiej świadczy o tym to, że pierwszego, drugiego i czwartego seta kończyli po podwójnych błędach serwiwsowych. Zresztą Irakli miał ochotę tego dnia walczyć ze wszystkimi. Kłócił się z sędziami, złożeczył na publiczność... Najbardziej żal piątego seta.
Łukasz nie zrezygnował, choć przegrywał 3:5, a rywal zagrywał. Przełamał podanie Labadze i miał własny serwis, aby wyrównać na po pięć. Bez kłopotu wygrał trzy piłki. Niestety, przy 40:0 coś się zacięło. - On przeczytał moją grę, a w dodatku grał retunrny z całej siły i trafiał - usprawiedliwiał się Polak, który z Labadze przegrał po raz czwarty w karierze. Ostatecznie Gruzin wygrał za drugą piłką meczową, którą rzucił wprost pod nogi zmierzającego do siatki Kubota. Tego już nie można było odegrać.
Labadze zatem miał w Gdyni zdobyte dwa punkty, a Gruzja remisowała 2:2. Na pewno nie mogło to stanowić zaskoczenia dla Polaków. Już przed meczem Paweł Geldner liczył się z tym, że sukces może być w stosunku 3:2, a punktów trzeba szukać w deblu i na drugiej gruzińskiej rakiecie. Zapewne zatem bardzo dobrze przemyślał, kto ma wyjść do ostatniej gry. Zrezygnował z Michała Przysiężnego, a dał szansę Fyrstenbergowi. Dodajmy od razu, że dał kolejną szansę, bo Mariusz zawiódł już w poprzedniej edycji w takiej sytuacji. Gdy walczyliśmy o awans o grupy pierwszej, miał we Włoszech piłki meczowe, ale i tak przegrał. W Gdyni również nie sprostał zadaniu. Trener próbował tłumaczyć zawodnika i... siebie. - Rywal ma bardzo mocny serwis. Konieczny był zawodnik z dobrym returnem. Uznałem, że ten element Fyrstenberg ma lepszy niż Przysiężny. Cóż z tego, skoro Gruzin grał dzisiaj jak natchniony - mówił polski szkoleniowiec.
W tym pojedynku każda piłka miała znaczenie. Pierwszego seta Polak rozpoczął od "przełamania" rywala, ale potem oddał trzy gemy. Zdołał się zebrać i wyrównał na 5:5. Rozczarował w najważniejszym momencie, gdy przegrał dwunastego gema, a w konsekwencji i seta po własnym serwisie. W drugiej partii każdy z tenisistów szanował swój serwis. Zaczynał Gruzin, obejmował prowadzenie, ale Polak sześciokrotnie doprowadzał do wyrównania. Przyszło grać zatem tie-breaka. "Frytka" dyktował w nim warunki do 3:2. Potem przegrał pięć kolejnych piłek! W ostatniej części gry Mariusz także nie potrafił "dowieźć" przewagi. Prowadził 5:3 i 6:5, w dziesiątym gemie miał piłkę setową, a w tie-breaku korzystny wynik jeszcze przy 5:4...
Niedziela była dniem niewykorzystanych szans. Nie potrafiliśmy postawić kropki nad "i", choć okazji ku temu było bez liku. W pojedynku pierwszych rakiet obu krajów Łukasz Kubot przegrał z Irakli Labadze po ponad czterogodzinnej walce w pięciu setach 6:4, 3:6, 7:5, 2:6, 4:6. Jak równy z równy z Lado Szichladze grał Mariusz Fyrstenberg, ale cóż z tego skoro nie potrafił na swoją korzyść rozstrzygnąć żadnej z decydujących piłek. Ostatecznie "Frytka" uległ 5:7, 6:7 (3-7), 6:7 (6-8).
Kubot stanowczo zbyt dużo czasu potrzebował, aby rozkręcić się w każdym z setów. O ile w piątek zawsze udawało mu się dojść, a potem przeskoczyć Szichladze, to z Labadze nie miał już tyle szczęścia. Jedynie w pierwszym i trzecim secie pościgi były skuteczne. Najpierw "wyciągał" bowiem z 1:3, a potem nawet z 1:4. Obaj zawodnicy się denerwowali. Najlepiej świadczy o tym to, że pierwszego, drugiego i czwartego seta kończyli po podwójnych błędach serwiwsowych. Zresztą Irakli miał ochotę tego dnia walczyć ze wszystkimi. Kłócił się z sędziami, złożeczył na publiczność... Najbardziej żal piątego seta.
Łukasz nie zrezygnował, choć przegrywał 3:5, a rywal zagrywał. Przełamał podanie Labadze i miał własny serwis, aby wyrównać na po pięć. Bez kłopotu wygrał trzy piłki. Niestety, przy 40:0 coś się zacięło. - On przeczytał moją grę, a w dodatku grał retunrny z całej siły i trafiał - usprawiedliwiał się Polak, który z Labadze przegrał po raz czwarty w karierze. Ostatecznie Gruzin wygrał za drugą piłką meczową, którą rzucił wprost pod nogi zmierzającego do siatki Kubota. Tego już nie można było odegrać.
Labadze zatem miał w Gdyni zdobyte dwa punkty, a Gruzja remisowała 2:2. Na pewno nie mogło to stanowić zaskoczenia dla Polaków. Już przed meczem Paweł Geldner liczył się z tym, że sukces może być w stosunku 3:2, a punktów trzeba szukać w deblu i na drugiej gruzińskiej rakiecie. Zapewne zatem bardzo dobrze przemyślał, kto ma wyjść do ostatniej gry. Zrezygnował z Michała Przysiężnego, a dał szansę Fyrstenbergowi. Dodajmy od razu, że dał kolejną szansę, bo Mariusz zawiódł już w poprzedniej edycji w takiej sytuacji. Gdy walczyliśmy o awans o grupy pierwszej, miał we Włoszech piłki meczowe, ale i tak przegrał. W Gdyni również nie sprostał zadaniu. Trener próbował tłumaczyć zawodnika i... siebie. - Rywal ma bardzo mocny serwis. Konieczny był zawodnik z dobrym returnem. Uznałem, że ten element Fyrstenberg ma lepszy niż Przysiężny. Cóż z tego, skoro Gruzin grał dzisiaj jak natchniony - mówił polski szkoleniowiec.
W tym pojedynku każda piłka miała znaczenie. Pierwszego seta Polak rozpoczął od "przełamania" rywala, ale potem oddał trzy gemy. Zdołał się zebrać i wyrównał na 5:5. Rozczarował w najważniejszym momencie, gdy przegrał dwunastego gema, a w konsekwencji i seta po własnym serwisie. W drugiej partii każdy z tenisistów szanował swój serwis. Zaczynał Gruzin, obejmował prowadzenie, ale Polak sześciokrotnie doprowadzał do wyrównania. Przyszło grać zatem tie-breaka. "Frytka" dyktował w nim warunki do 3:2. Potem przegrał pięć kolejnych piłek! W ostatniej części gry Mariusz także nie potrafił "dowieźć" przewagi. Prowadził 5:3 i 6:5, w dziesiątym gemie miał piłkę setową, a w tie-breaku korzystny wynik jeszcze przy 5:4...
jag.
Opinie (4) 1 zablokowana
-
2006-07-24 09:07
Tenis, a co to takiego?
żaden obywatel Republiki Burackiej nie gra w te dziwne sporty. Piłeczka plus piwko to jest to!!!
- 0 0
-
2006-07-25 11:07
SZKODA,
moze na prokom open nasi coś pokażą...
- 0 0
-
2006-07-25 13:31
te Arka nie przesadzasz?
szkoda ,że przegrali, w zeszłym roku z Estonia poszło lepiej ale faktem jest ,że przeciwnik łatwiejszy
- 0 0
-
2006-07-25 21:19
też mi żal, ale co ja mogę?
nie możemy doczekać się tenisa na naprawdę światowym poziomie, od czasu Fibaka. może w damskim coś się wykluje sądząc po tegorocznym Wimbledonie?
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.