• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Olimpiada, jakiej nie było

Jacek Główczyński
2 listopada 2004 (artykuł sprzed 19 lat) 
Rozmowa z Bogdanem Wentą

Jego największym marzeniem sportowym był występ na igrzyskach olimpijskich. Aby je spełnić, nie zawahał się przywdziać strój reprezentacji Niemiec. Teraz Bogdan Wenta zamierza spłacać dług wdzięczności wobec rodzimej federacji. W gdańskiej szkole szczypiorniaka stał się zawodnikiem światowego formatu. Od czwartku 43-latek jest trenerem reprezentacji Polski seniorów. Jego podstawowym zadaniem jest wprowadzenie biało-czerwonych na igrzyska olimpijskie w Pekinie.

- Kiedy zaczął pan myśleć o kadrze? Czy już w 1989 roku, opuszczając Gdańsk, pomyślał pan: jak tu jeszcze wrócę, ale jako trener. Czy może ta myśl zakiełkowała później, gdy grał pan w lidze hiszpańskiej i niemieckiej?
- Studiowałem w gdańskiej AWF, tam zdobyłem uprawnienia trenerskie. Byłem pewien, że kiedyś z nich skorzystam. Moja kariera zawodnicza - niespodziewanie także dla mnie - była bardzo długa. Przestałem grać dopiero trzy lata temu. Przyjąłem funkcję drugiego trenera we Flensburgu. I wtedy gdzieś tam pomyślałem o kadrze...
- W Niemczech, również w roli drugiego trenera, w Bad Schwartau, przygodę trenerską rozpoczynał Daniel Waszkiewicz. Ale później wrócił do Polski i z sukcesami pracuje w naszej ekstraklasie. Pan poszedł na skróty?
- Tak się złożyło. Ale gdy jesteśmy przy tych pierwszych przymiarkach do kadry, to wiązałem je właśnie z Danielem Waszkiewiczem. Myślałem, że on zostanie selekcjonerem, a ja będę mu przy kadrze pomagał. Stało się inaczej. Teraz proszę Daniela o pomoc.
- Na wypadek gdyby ktoś panu zarzucił nieznajomość polskich realiów?
- Cenię daniela przede wszystkim jako człowieka i trenera. Zawsze chciałem z nich popracować w duecie przy kadrze. A co do realiów, to sądzę, że postęp techniczny, wszechobecność telewizji jest dziś tak użyteczna, że kadrę można prowadzić z każdego miejsca. Na razie nie zmierzam przenosić się z Niemiec do Polski.
- Dotychczas wiedzę o polskiej kadrze czerpał pan głównie z relacji Marcina Lijewskiego, który jest zawodnikiem Flensburga?
- Nie tylko, choć z Marcinem rozmawialiśmy na ten temat. Był też u nas w klubie Damian Moszczyński, który przeniósł się ostatecznie do Szwajcarii. Ale proszę mi wybaczyć, jeszcze dzisiaj nie podam żadnych nazwisk, z którymi wiążę przyszłość kadry.
- Nie o to chciałem zapytać. Na ostatnie mecze trenera Bogdana Zajączkowskiego nie przyjechała część zawodników z ligi niemieckiej. Czy pan ma być gwarantem, że do podobnej sytuacji w przyszłości nie dojdzie?
- Zrobię wszystko, by w drużynie grali najlepsi polscy zawodnicy.
- Jak pan sądzi, czym ostatecznie przekonał pan ZPRP do siebie?
- System konkursu był dla mnie wielką niewiadomą, ale mimo wszystko postanowiłem spróbować. Kilka dni przed posiedzeniem zarządu otrzymałem telefon od Jerzego Noszczaka, szefa wyszkolenia związku, że mam pilnie stawić się na to posiedzeniu. I właśnie wówczas, gdy byłem już przed tym gremium, poczułem jaki ciężar odpowiedzialności biorę na swoje barki, jak wielkie są wobec mnie oczekiwania.
- Reprezentacja ma zagrać przede wszystkim na igrzyskach olimpijskich w 2008 roku, ale nie powinna też przegrywać eliminacji do wielkich imprez po drodze do Pekinu. Czy można to do pogodzenia?
- Myślę, że tak. Ale mnie także najbardziej pociąga perspektywa olimpijska. Chciałem zagrać dla Polski jako zawodnik. Liczyłem, że uda się już w 1984 roku, ale do Los Angeles nie pojechaliśmy z powodów politycznych. Później przegrywaliśmy na polu sportowym. Udało mi się pojechać do Sydney. Było to wielkie przeżycie. Zrobię wszystko, by czegoś podobnego dostąpić z polską kadrą już jako trener.

Opinie (1)

  • W tym zdaniu "Cenię daniela przede wszystkim jako człowieka i trenera. Zawsze chciałem z nich popracować w duecie przy kadrze" Daniela powinno być z Wielkiej litery:)!!
    POZDRAWIAm:)

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Relacje LIVE

Najczęściej czytane