• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Oni mają wszystko

Krystian Gojtowski
26 listopada 2004 (artykuł sprzed 19 lat) 
Rozmowa z Wojciechem Andrzejewskim

- Nie spodziewałem się, że ten sezon będzie aż tak bardzo udany dla członków Team PZT-Prokom - mówi Wojciech Andrzejewski, szef wyszkolenia Polskiego Związku Tenisowego oraz koordynator programu. Najbardziej cieszymy się z występów, szczególnie w pierwszym półroczu, naszej pary deblowej Mariusz Fyrstenberg - Marcin Matkowski. W drugiej części roku kibice nie mieli jednak już tylu powodów do radości.

- Skala tego zadowolenia jest różna, w zależności od środowiska - twierdzi trener PZT. - Ci, którzy są daleko od tenisa, od razu oczekują jeziora na pustyni. Są jednak osoby, które są blisko tej dyscypliny i wiedzą, jak trudno pokonuje się kolejne stopnie. Ci drudzy są przekonani, że to, co działo się w tym roku, może nie jest rzeczą wybitną, ale wskazujacą na postęp w polskim tenisie.

- Patrzymy przede wszystkim na to, jak radzi sobie nasza para deblowa. Część kibiców sądziła, że po tym jak "Frytka" i "Matka" zwyciężyli w ubiegłym roku w Idea Prokom Open w Sopocie, szturmem zdobędą światowe salony...
- Chciałbym jednak przypomnieć, że gdy nasza para przystępowała do gry w turnieju Idea Prokom Open w ubigłym roku, to musiała dostać dziką kartę uprawniającą do tej rywalizacji, a ranking naszej pary oscylował w granicach 180 miejsca. To była taka tenisowa okręgówka.
- A jak było w tym roku?
- Przede wszystkim spora nerwówka. Nasza para startowała niemal od zera i w wielu turniejach zwyczajnie nie była pewna startu. Zdarzyło się tak chociażby w Australian Open. Potem był wyjazd do Amerki Południowej, wygranie drugiego turnieju ATP, start w pierwszym w życiu turnieju Masters Series. Nasi przegrali z braćmi Bryan, ale z amerykańskim deblem nie zagra się w Poznaniu na turnieju futures. Pierwszy turniej wielkoszlemowy i trzecia runda, druga runda w Wimbledonie. Potem był pościg za olimpijską kwalifikacją. Ta pogoń musiała w rezultacie przynieść negatywne skutki. To jest normalne. Postęp i awans w rankingu, potem okres stagnacji, czasami cofnięcie. Po rocznej pogoni za igrzyskami nasi zawodnicy trafili na taki moment.
- Teraz zajmują 50. miejsce.
- To nie jest mały wzrost. Byli na 35, ale cofnęło ich tylko o 15 pozycji. W tej chwili są w drugiej lidze deblowej świata. Kolejnym krokiem jest awans do pierwszej. Może nastąpi to już w 2005 roku, może trzeba będzie na to poczekać dłużej. Jestem dobrej myśli, bo już nie będzie tego wariactwa pod tytułem "załapiemy się do turnieju w Chennai, czy nie, a może do Dubaju i tak dalej". Teraz trener spokojnie może zaplanować wszystkie starty.
- Stosując szkolną skalę...
- ... dla mnie grali na piątkę. Inni, szukając tu medialnego sukcesu, mogliby im wystawić niższą ocenę. Choćby trójkę. Dzisiaj jednak już nikt nie napisze, że w światowym tenisie naszych nie ma. Co najwyżej napiszą, że nasi zagrali źle. Ale jak zagrali źle, to czy trzeba ich uśpić albo przegonić? Nie jesteśmy już w tenisie za Górną Woltą czy Beninem. Wróciliśmy na salony świata.
- W tej chwili para Fyrstenberg - Matkowski jest w grupie A2 programu Team PZT-Prokom. Czy są plany, by awansować ich do najwyższej grupy A1?
- Kwestia grupy A1 dotyczy grupy zawodników osiągających naprawdę wybitne wyniki.
- Może taki awans na wyrost bardziej pomógłby naszym graczom?
- Ale co by to zmieniło? Jeśli teraz finansujemy im wszystko w stu procentach, to mielibyśmy im wszystko finansować w dwustu procentach? Mieliby latać na turnieje biznesklasą, czy jeździć mercedesami? Oni mają wszystko. Teraz zależy od nich, czy chcą, czy też nie.
Głos WybrzeżaKrystian Gojtowski

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane