Gdy wydawało się już, że nasz zespół opuściły problemy zdrowotne, że wychodzi też z dołka po kryzysie formy, na sopocian spadł kolejny cios. W meczu z Polonią Warbud Warszawa Michael Ansley, podstawowy skrzydłowy Prokomu, złamał rękę! Oznacza to, że 35-letni Amerykanin co najmniej przez cztery tygodnie nie będzie grał w koszykówkę.
Naoczni świadkowie twierdzą, że w kontuzji Mike'a (na początku drugiej kwarty) duży udział miał, obchodzący kilka dni wcześniej 30. urodziny
John Taylor, który potraktował naszego zawodnika ciosem karate. A wszyscy pamiętamy słynną sprawę Maskoliunasa, kiedy Taylor, grając jeszcze w barwach Broka Czarni Słupsk, złamał naszemu Litwinowi nos.
- Złamana została kość łokciowa. Uraz ten jednak nie wymaga zabiegu operacyjnego. Mike ma rękę w opatrunku gipsowym, leczony będzie zachowawczo - mówi
Paweł Cieśla, lekarz zespołu.
- Jego powrót do gry nie może nastąpić szybciej aniżeli za trzy, cztery tygodnie. Wszystko zależy od tempa zrostu kości. Jeśli wszystko ułoży się pomyślnie, Ansley zdąży na finały - dodaje doktor.
- Co mogę powiedzieć. Był ból, ręka spuchła i po wszystkim. Pzykro mi, że zabraknie mnie w najważniejszych meczach drużyny. Będę dopingował partnerów - żali się zawodnik.
Mimo niekorzystnego rozwoju wypadków
Eugeniusz Kijewski, trener Prokomu, nie załamuję rąk. Jego zdaniem drugie miejsce, które w tej chwili zajmuje Prokom, powinno cieszyć.
- Przed sezonem drugą lokatę wszyscy przyjmowaliśmy w ciemno. Wiem jednak, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Przyznaję się, że mój też urósł. Mimo pecha będziemy walczyli dalej. Dlaczego przegraliśmy z Polonią różnicą aż 20 punktów? Nie ukrywam, że po kontuzji Ansleya morale mojego wojska spadło - twierdzi coach Prokomu.
Na szczęście jest i promyk nadziei. Dziś, po złamaniu kości stopy treningi wznawia
Filip Dylewicz. -
Może nie od razu będą to ciężkie zajęcia. Zacznę truchtać, powoli będę wracał do właściwego rytmu - mówi młody skrzydłowy sopockiej ekipy.
- Wierzę, że bardzo szybko będę do dyspozycji trenera - dodaje.
Mimo wszystko, w tej sytuacji darem z niebios byłby przyjazd zakontraktowanego
Ivano Newbilla. Ten jednak wciąz ociąga się z realizacją podpisanej umowy.
- Wciąż nad tym pracujemy. Na razie ja mogę zagrać - żartuje
Jacek Jakubowski, dyrektor drużyny.