Reprezentacja Polski w rugby przegrała w ramach zgrupowania w Tunezji z drużyną narodową gospodarzy 3:14. Jednak nie z tego powodu Jerzy Jumas wrócił do kraju niezbyt zadowolony. Selekcjonerowi nie udało się wypróbować wszystkich zawodników, a ponadto niektórzy z nich ulegli kontuzjom.
Biało-czerwoni przygotowują się do meczu z Niemcami (6 kwietnia w Gdyni). Po zgrupowaniach w Spale i Cetniewie zwieńczeniem wspólnych obozów był afrykański wypad. Co prawda, po pierwszej ligowej kolejce trener
Jerzy Jumas spotka się jeszcze na dwóch treningach z kadrowiczami, ale tylko tymi z Trójmiasta.
- Tym większa szkoda, że do Tunezji kontuzje nie pozwoliły wyjechać m.in: Rafałowi Fedorowiczowi, Jackowi Grebaszowi, Andrzejowi Potarowiczowi, Marcinowi Wilczukowi i Waldemarowi Szwichtenbergowi, a w trakcie zgrupowania urazów nabawili się: Maciej Szablewski, Janusz Urbanowicz i Rafał Sajur. Musieliśmy sobie radzić bez łącznika młyna, a także kopacza. Na "10" z konieczności grał Dariusz Komisarczuk - mówi polski szkoleniowiec.
W meczu z reprezentacją gospodarzy, która wystąpiła niemal w pełnym składzie, Polacy preferowali grę ręką i próbowali wykorzystać przewagę fizyczną przy stałych fragmentach - młynach dyktowanych i autach. I przez większą część gry mieli przewagę, a mimo to zeszli z boiska pokonani.
- Widać było, że jest to nasz pierwszy mecz w tym roku. Stanowczo zbyt często traciliśmy piłkę. Mimo korzystnie rozwijających się akcji, nie udało nam się zdobyć żadnego przyłożenia. Jednak o tym, że byliśmy groźni, najlepiej świadczy to, co zrobił sędzia. Gdy z minuty na minutę nasza przewaga rosła, a gospodarze zdradzali kłopoty kondycyjne, arbiter... skrócił mecz - relacjonuje Jerzy Jumas.
Co gorsza, Tunezyjczycy nabrali takiego respektu przed Polakami, że nie przyjechali na drugi mecz. Najbardziej zawiedzeni byli zawodnicy drugiego planu. Jechali do Afryki z zamiarem udowonienia swej przydatności do reprezentacji, a szanse gry mieli otrzymać głównie w drugim meczu.
Piotrowi Przybyszewskiemu, który do Tunezji przyjechał z Hiszpanii, musiało wystarczyć w debiucie 20 minut.
- To stanowczo zbyt mało. Braku gry nie zdołały zrekompensować treningi na bardzo dobrych, trawiastych boiskach i w bardzo dobrych warunkach atmosferycznych. Dlatego wróciliśmy z Tunezji nie do końca zadowoleni - przyznaje trener Jumas.