Od zwycięstwa rozpoczęli finałową rywalizację koszykarze Prokom Trefl. Sopocianie pokonali Anwil Włocławek 88:72 (20:14, 30:21, 14:23, 24:14). To dobra wróżba na przyszłość. W dwóch poprzednich starciach tych drużyn o mistrzostwo Polski tytuł zdobywał ten zespół, który wygrywał pierwsze spotkanie. Pojedynek numer dwa odbędzie się w hali przy ul. Goyki w czwartek o godzinie 18.15.
PROKOM: Wójcik 14 (1x3), Nemeth 9 (1), Masiulis 6 (1), Pacesas 3 (1), Jagodnik 3 oraz Dalmau 24 (6), Atkins 13 (1), Nordgaard 8, Dylewicz 6 (1), Andersen 2.
ANWIL: Ignerski 18 (1), E. Scott 12 (2), B. Scott 9, Witka 8 (2), Swanson 0 oraz Lisicky 8 (2), Jahovics 5, Sroka 5 (1), Grudziński 3 (1), Hajrić 2, Prekevicius 2.
Owacją na stojąco pożegnała sopocka publiczność miejscowych koszykarzy. I te wyrazy najwyższego uznania były w pełni uzasadnione. Jedynie w trzeciej kwarcie Anwil był godnym rywalem i przypomniał, że słynie z czołowej w kraju defensywy. Z tym większym zdumieniem włocławianie patrzyli jak przed przerwą ich kosz raz po raz był dziurawiony przez obrońców tytułu. Celował w tym zwłaszcza
Christian Dalmau. Rozgrywający, dla którego półfinały play off rozpoczęły się pechowo, bo od kontuzji i pauzy w meczu z Energą Czarnymi Słupsk, stracił miejsce w wyjściowej piatce, ale nie wielką klasę. U schyłku pierwszej połowy Prokom Trefl prowadził 42:29, a połowę punktów dla gospodarzy zdobył właśnie Christian! Na oddanie m.in. pięciu celnych rzutów za trzy potrzebował zaledwie 12 minut! Gospodarze zresztą już wcześniej mogli "odjechać". W 7. minucie mieli przewagę 14:8, ale przyjezdni zbliżyli się na 14:13. Pewne zwycięstwo w inauguracyjnej kwarcie zapewnił dopiero rzut zza linii 6,25 oddany niemal równo z końcowym gwizdkiem przez... Dalmau. -
Nie rozpamiętuję, czy w przeszłości miałem równie udane mecze, nie pamietam, czy oddałem więcej punktów za trzy punkty... Dla mnie liczy się tylko następny mecz - podkreślał bohater spotkania.
Anwil udowodnił, że do Sopotu nie przyjechał na wycieczkę dopiero w trzeciej kwarcie. Biedni koszykarze włocławscy marzyli zapewne, aby przerwa się jak najszybciej skończyła, bo
Andrej Urlep znany jest z tego, że nie kryje swoich emocji. A gdy jego drużynie nie idzie, przypomina wulkan przed albo i w czasie erupcji. A 50 punktów straconych w jednej połowie to dla Anwilu był policzek! Tajemnicą słoweńskiego szkoleniowca pozostanie to, co powiedział podopiecznym w szatni, ale na pewno tknął w ich wiarę w sens walki. W trzecich dziesięciu minutach gry
Ed Scott i
Michał Ignerski zdobyli po dziewięć punktów, a goście ostatnią odsłonę mogli rozpocząć przy tylko nieznacznie niekorzystnym wyniku 58:64.
Czwarta kwarta rozstrzygnęła się zanim tak naprawdę rozpoczęła. Za trzy trafili
Istvan Nemeth i niespodziewnie
Tomas Masiulis. Co prawda potem tą umiejętnością popisał się również
Robert Witka, ale już nic to nie zmieniło. -
Przegraliśmy ten mecz na obwodzie, popełnilismy dwa razy więcej strat od Prokomu, wreszcie pogrążyła nas rewelacyjna gra Dalmau w drugiej kwarcie - przyznał trener Urlep. -
Walka w obronie i gra o każdą piłkę - tak ten finał będzie wyglądał do końca. Jestem przekonany, że już w czwartek Anwil zagra zdecydowanie lepiej i będzie dla nas dużo mocniejszym rywalem - przyznał
Eugeniusz Kijewski, trener Prokomu.
jag.
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. 
