Po meczu z Górnikiem Polkowice próbowaliśmy rozpoznać nastroje w drużynie żółto-niebieskich, tuż przed planowanymi przez zarząd, a spóźnionymi, zdaniem piłkarzy, rozmowami kontraktowymi. Ważkie słowa w tym temacie padły z ust Roberta Bubnowicza, który należy przecież do wąskiej grupy arkowców o mocnej, stabilnej pozycji.
- Na to wszystko jest i za wcześnie, i za późno - mówił 32-letni obrońca.
- Liga co prawda jeszcze gra, ale takie sprawy powinny już być w trakcie załatwiania. Można jednak zrozumieć, że ruchy kadrowe zależą od szefostwa klubu, od planów, zamierzeń, ambicji, od tego, jak prezesi chcą budować zespół, czy już mają szkielet drużyny, który będą teraz umacniać, czy też gotują się do dużych zmian. Ciężko powiedzieć. Nie wiem, jaki będzie budżet, czy aby nie został obcięty. Sądzę, że zarząd ma już plan kadry, ale naprawdę nie mam pojęcia, co się wydarzy. Mam tylko nadzieję, że to kwestia dni. Bo to najwyższa pora. Zaraz się rozjedziemy.- Wymiana słabszych ogniw wydaje się przesądzona.- Tyle że ja nie wiem, jakie są słabsze ogniwa. Na pewno coś zawiodło, z pewnością opuściło nas szczęście, sprzyjające Arce jesienią. W pierwszej rundzie, gdy skład był większy i stabilny, jakoś to funkcjonowało, byliśmy skuteczniejsi, pewniejsi w tyłach. Ja wychodzę z założenia, że jeśli
Arka ma tworzyć mocną drużynę, to niech będzie tutaj i ośmiu obrońców, niech trwa rywalizacja. To buduje atmosferę.
- Jakie będzie pana stanowisko?- Nie ukrywam, że chętnie przedłużyłbym umowę. Czuję się tu dobrze, jestem zadowolony z pobytu w Gdyni, chciałbym osiągnąć z Arką sukces. Po jesieni miałem nadzieję, że padną deklaracje dotyczące awansu. Wprawdzie nikt nam nie zabraniał wygrywać i awansować, jednak kwestia awansu musi być powszechna. Wszyscy muszą tego chcieć, nieodzowne jest jasne wyrażenie oczekiwań. Nie przeczę, klub zapewnia dobre warunki, lecz zabrakło właśnie tego, co rozbudzało nasze apetyty jesienią. Nie mówię, iż teraz gra się źle, ale atmosfera na stadionie w poprzedniej rundzie była szczególna. Ludzie czuli smak walki, myślę, że i panowie prezesi żyli wtedy nadzieją, iż możemy to zrobić. Nagle jednak okazało się, że zrobiliśmy co mieliśmy zrobić i to wystarczy. Padło hasło: "Nie gorączkujmy się awansem". Popadliśmy w marazm, nie wygrywamy już tak często, jest zrozumiałe, iż kibice są niezadowoleni. Utrzymanie już jest, ale odnoszę wrażenie, że nikogo to nie satysfakcjonuje. Ekstraklasa w Gdyni to byłaby fajna sprawa. Może spróbujemy jeszcze raz?