Sobotni wyjazdowy mecz w Starogardzie Szczecińskim ze Spójnią (18.00) w 20. kolejce Era Basket Ligi to dla koszykarzy Prokomu Trefla Sopot ostatnia łatwa potyczka w tym sezonie. Nasz zespół jest osłabiony, rywal ostatnimi czasy się wzmocnił. Jednak tym razem nie będziemy straszyć, bo nie ma kim.
Do 14. kolejki gra zespołu prowadzonego przez
Mieczysława Majora to był jeden wielki dramat. Spójnia przegrała 13 meczów z rzędu, w tym 12 grudnia z Prokomem w Sopocie 53:102 (Kamil Piechucki 13 -
Goran Jagodnik 20, sześciu zawodników naszej drużyny zdobyło minimum po 10 "oczek"). Wiele zmieniło się na dobre w grze naszego rywala po przyjściu na początku lutego amerykańskich obwodowych -
Rolanda Millera i
Grega Harringtona oraz litewskiego środkowego,
Gintarasa Stulgi. "Stranieri" grają w zespole z Pomorza Zachodniego od sześciu spotkań i osiągają zupełnie przyzwoite statystyki. Amerykanie zdobywają 15,5 i 18,3 punktu, zaś Litwin zbiera w każdym spotkaniu po 6,3 piłki.
- Cele Prokomu i Spójni są diametralnie różne. Oni walczą o tytuł, my o utrzymanie. Ważne, że nasz zespół został wzmocniony. Nie przegrywamy już spotkań różnicą 20 czy 30 punktów. Toczymy w miarę wyrównane boje z sąsiądami z tabeli - mówi Mieczysław Major, którego ekipa zajmuje ostatnie miejsce w tabeli ekstraklasy.
Prokom wyrusza w drogę do Stargardu Szczecińskiego dzisiaj o 14.20, jednak wciąż jeszcze nie wiadomo dla kogo znajdzie się miejsce w autokarze. W minionym tygodniu sopocian nie omijały problemy zdrowotne. Co prawda trenował pełną parą
Dusan Jelić, o którego zdrowie baliśmy się najbardziej, ale pamiatkę w postaci stłuczonej ręki po meczu z Gipsarem Stalą Ostrów Wielkopolski ma
Mark Miller (do zdarzenia doszło przy próbie zablokowania Isaha Morrisa). Treningi podjął
Gintaras Einikis, którego kolano wciąż jeszcze nie wróciło do pełnej sprawności. Problemy mają także rodacy Litwina.
Tomas Paecas w dalszym ciągu wraca do zdorwia (staw skokowy, plecy, osłabienie po grypie), a
Darius Maskoliunas skręcił kostkę na poniedziałkowym treningu. Decyzje o tym, kto pojedzie, a kto będzie odpoczywał w ten weekend, zapadną tuż przed wyjazdem.
- Mimo tych problemów, z całym szacunkiem dla rywala, takie mecze po prostu się wygrywa. Zresztą, nie oglądając się na najgroźniejszych przeciwników w tabeli, musimy wygrać wszystko do końca rundy zasadniczej - mówi
Jacek Jakubowski, dyrektor sopockiego klubu.
W autokarze na pewno znajdzie się miejsce dla
Tomasza Świętońskiego, który jak nigdy ma szansę spędzić na boisku więcej minut. Parkiet hali przy ulicy Pierwszej Brygady jest mu bliski, bo przecież "Święty" przyszedł do nas właśnie ze Spójni w glorii mistrza Polski juniorów. Będzie to jego pierwszy mecz przeciwko byłym kolegom. W pierwszej rundzie nie mógł zagrać, bo był tuż po zabiegu wyrostka robaczkowego.
- Nie chciałbym wiele mówić na ten temat, by nie zapeszyć. Ostatni raz w domu byłem przed dwoma miesiącami. Na pewno chciałbym pokazać się przed rodziną, przyjaciółmi, znajomymi. To jest dodatkowo motywacja. No cóż, jestem także przygotowany na nieprzyjemne reakcje, ale to jest część tego zawodu - mówi 20-letni rozgrywający.