Wyjazdowym spotkaniem z Unią Azotami Tarnów koszykarze Prokomu Trefla Sopot zakończą rywalizację w sezonie zasadniczym ekstraklasy. Przeciwnik nie wywołuje stanu najwyższego zagrożenia w sopockim obozie, jednak pojedyncze sukcesy "Jaskółek" na własnym parkiecie każą spojrzeć na tę rywalizację z ostrożnością.
Prokom nie zaznał smaku porażki w lidze już od 16 spotkań, jednak na ten mecz udaje się mając świeżo w pamięci porzegraną w Pucharze Europy.
- Mecz z Łotyszami pokazał, jak ciężkim kawałkiem chleba jest rywalizacja w europejskich pucharach. Poza tym to dla nas nowe doświadczenie. Przecież jeszcze nigdy tak długo nie braliśmy udziału w międzynarodowych rozgrywkach - mówi
Eugeniusz Kijewski, trener drużyny z Sopotu. Prokom, który ograł Unię 30 listopada na własnym parkiecie 100:65 (
Goran Jagodnik 21 punktów, 13 zbiórek, Jirzi Żidek 15 pkt., 9 zbiórek - Tomasz Celej 21) rozegra ten mecz myślami będąc właśnie przy rewanżowej potyczce z BC Ourense na wyjeździe. Nasz zespół po spotkaniu w Tarnowie nie wróci z powrotem do nadmorskiej bazy, lecz - via Balice i Okęcie - odleci do Madrytu. Do Tarnowa Prokom uda się w najsilniejszym składzie, z
Drew Barrym, który jednak po kontuzji pachwiny dopiero przypomina sobie prawdziwe treningi.
Unia zajmuje dziewiąte miejsce w tabeli, jak najbardziej adekwatne do możliwości sportowych i organizacyjnych tego klubu. "Jaskółki" stać na odnoszenie pojedynczych, spektakularnych sukcesów (dwukrotne zwycięstwa nad Old Spice Pruszków 76:67 i 82:81 czy wygrana 31 stycznia na własnym parkiecie z Ideą Śląskiem Wrocław 93:85). Ekipa prowadzaona przez
Mariusza Karola, byłego asystenta "Kijka" w Sopocie, znacznie lepiej gra w "Jaskółce" (pięć wygranych i pięć porażek) aniżeli na wyjazdach. Tarnowianie nie potrafią jednak wygrać od czterech spotkań. Wszystko to spowodowane jest fatalną sytuacją finansową. Zawodnicy nie otrzymują pensji od trzech miesięcy. Część wypłat otrzymali jedynie Murzyni
Brandun Hughes oraz
Lewis Lofton (po groźbie zerwania kontraktu wzbogaciło się także konto łotewskiego środkowego
Kasparsa Ciprussa). Doszło do tego, że w klubie pojawił się komornik i licytował majątek jak leci! Pod młotek poszły nawet kosze, po 19 tysięcy od sztuki. Licytowano także sprzęt biurowy - komputery, faks, maszynę do pisania, fotel prezesa. Poza komputerami pozostałe z wymienionych przedmiotów, podobnie jak kosze, nie znalazły nabywców.
- Przegrywaliśmy, ponieważ moi zawodnicy nie wytrzymywali napięcia, w klubie. W podświadomości mieli zakodowane, że przecież nie płacą nam. Ująłbym to tak: serce wyrywało się do gry, lecz przysadka mózgowa przypominała o brutalnej rzeczywistości... Wydarzenia związane z wizytą komornika z pewnością odbiły się na moich graczach. Zawodnicy przyszli na poranny trening i zastali kosze oznaczone do licytacji. Ci chłopcy naprawdę wystraszyli się, niektórzy pierwszy raz coś takiego widzieli. Przyszli do mnie zdezorientowani i pytali: "Trenerze, co my mamy robić? Mamy się przebierać? Będzie trening? - opowiada coach Unii.
- To dla mnie jakaś abstrakcja. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Z Prokomem powalczymy, jednak możliwe, że mecz będzie się toczył do jednej bramki - zastanawia się
Bartosz Potulski, były rozgrywajacy Prokomu, dziś grający w biednej Unii.