Koszykarze Prokomu Trefl Sopot w niedzielę spotkają się w Rudzie Śląskiej z Pogonią (godz. 17.00), ale o wynik tej konfrontacji możemy być pełni obaw. Wystarczy powiedzieć, że w ostatnim treningu brało udział ledwie siedmiu sopocian. Pozostałych zmogły kontuzje lub choroby.
Wydawało się, że na poważnej kontuzji
Joe McNaulla i wcześniejszych urazach
Dragana Markovicia oraz
Igora Milicicia limit pecha Prokomu został wykorzystany. To był jdnak początek czarnej serii. Wciąż z wysoką temperaturą zmaga się
Darius Maskoliunas, a wirus grypy zmógł
Tomasza Wilczka, a także
Daniela Blumczyńskiego. Najpoważniej jednak wygląda sprawa
Filipa Dylewicza, który wczoraj złamał kość śródstopia.
- Horror trwa. Już nie wiem, jak nazwać to fatum, które nas dopadło - mówi
Eugeniusz Kijewski, trener Prokomu.
- Chyba ktoś nas zaczarował. Było nas siedmiu na treningu. Tego jeszcze w tym sezonie nie było - dodaje Milicić, o którym słychać plotki, że być może w przyszłości będzie się starał o polskie obywatelstwo.
Prokom co prawda w pierwszej rundzie wysoko pokonał Pogoń 92:68 (Marković 19 - Lewis Lofton 20), ale pamiętając o kłopotach kadrowych drużyny z Sopotu, a także lepszej grze rudzian na własnym parkiecie, niczego dobrego to nie wróży.
Na szczęście dla naszego zespołu, w Pogoni nie gra Lofton, najlepszy strzelec tego zespołu, który kilka tygodni temu przeprowadził się do Pruszkowa. W tej sytuacji jedynym obcokrajowcem w zespole
Wojciecha Krajewskiego został środkowy
Roderick Smith, który zarabia zadziwiająco niską, jak na polskie warunki, kwotę dwóch tysięcy dolarów miesięcznie. Pensje innych często nie przekraczają 500 USD. -
I tak powinni być zadowoleni. Wszak zarabiają więcej aniżeli nauczyciele - twierdzi "Krajca".
Pogoń również przystąpi do pojedynku osłabiona. Mirosław Frankowski naciągnął więzadła stawu kolanowego, a Marcin Kuzian narzeka na chroniczne bóle w plecach. Wystąpi Paweł Szcześniak (średnio gra ponad 38 minut w kazdym meczu), reprezentacyjny rozgrywający.