Sopocianie potwierdzili swój prymat w derbowym meczu z Czarnymi Słupsk, wygranym 72:59 (10:14, 25:13, 22:16, 15:16). Wiadomością dnia, chyba równie ważną jak zwycięstwo Prokomu, jest od dawna oczekiwany przyjazd Gary'ego Alexandra. Syn marnotrawny tym razem gościł w hali 100-lecia Sopotu w charakterze widza.
PROKOM: Vranković 19, Marković 11, Jankowski 10, Milicić 10, Ansley 5 - Wilczek 7, Blumczyński 2, Gregov, Dylewicz 9.
Czarni: Hlebowicki 12, Białek 11, Kościuk 11, Metstak 9, Frank 5, - Bajdakow 6, Juszkin 2, Vaskys 2, Stokłosa.Spotkanie rozpoczęło się od efektownego przywitania obu zespołów przez kibiców ze Słupska i Sopotu. Na koszykarzy posypał się grad serpentyn, a hala niemal pękała od ogłuszającego dopingu. Być może owacyjne powitanie wywołało ogromną nerwowość w poczynaniach zawodników obu drużyn. Pierwsi opanowali się słupszczanie. Prokom przez kilka minut nie mógł się wstrzelić w kosz rywali. Kolejno pudłowali: Josip Vranković, Dragan Marković, Michael Ansley oraz Alan Gregov. Nieskuteczność sopocian wykorzystali goście, którzy już po czterech minutach, dzięki kontrom wyprowadzanym przez Roberta Kościuka, prowadzili 8:0.
Jako pierwszy przełamał się Tomasz Jankowski. "Jankes" pierwszy punkt zdobył jednak z rzutu wolnego. Sopocianie obudzili się dopiero w końcówce kwarty, kiedy
Igor Milicić zabrał piłkę
Rafałowi Frankowi i po kontrze zdobył dwa punkty. Chwilę potem Josip Vranković popełnił trzecie przewinienie.
Daniel Blumczyński i Filip Dylewicz tchnęli w drugiej kwarcie świeży powiew w poczynania miejscowych. Po powitaniu z Michałem Hlebowickim rozpoczęła się palba, z której zwycięsko wyszli sopocianie. Zdeprymowany tym faktem "Hlewik" popełnił nawet niesportowe przewinienie na Igorze Miliciciu. Po kolejnej akcji chorwackiego rozgrywającego, w 14 min Prokom po raz pierwszy doszedł rywali - 18:18. Na pierwsze prowadzenie zawodnicy Eugeniusza Kijewskiego wyszli dwie minuty później, kiedy do kosza Czarnych wpadł rzut za trzy punkty Dragana Markovicia. Przewaga miejscowych urosła do siedmiu "oczek". 26-letni Jugosłowianin po raz kolejny przymierzył zza linii 6,25 m.
W trzeciej odsłonie na parkiecie pojawił się "Joke" Vranković. Jakby mszcząc się za decyzje sędziów, demonstrował swą sztandarową broń, czyli rzuty hakiem z lewej ręki (43:31). Mimo że Aleksander Krutikow bardzo szybko wziął czas, nie uchroniło to gości przed kolejnym ciosem. Czwarte przewinienia szybko zarobili Michał Hlebowicki oraz Robert Kościuk, kluczowi gracze zespołu ze Słupska.
W ostatniej odsłonie Czarni postawili strefę. Gospodarzom o wiele trudniej było się przebić przez defensywę gości. Mało tego, Augenijus Vaskys zmniejszył prowadzenie miejscowych do zaledwie ośmiu "oczek" (57:49) w 34 min. Groźnie zrobiło się, gdy Jankowski popełnił czwarty faul, ale sekundy potem Hlebowicki opuścił parkiet po piątym przewinieniu. Gdy za trzy trafił Vranković, a solową akcją popisał się Michael Ansley, stało się jasne, że słupszczanie nie odrobią tej straty. Amerykanin będzie bardzo miło wspominał to spotkanie, gdyż po meczu widownia odśpiewała mu, z okazji 35 urodzin (obchodził je w piątek), chóralne sto lat.
20. KOLEJKA. Noteć Inowrocław - Pogoń Ruda Śląska
94:83 (28:12, 26:25, 25:26, 15:20), Legia Warszawa - Azoty Unia Tarnów 99:89 (21:24, 25:18, 22:21, 31:26).
Eugeniusz Kijewski: - Bardzo zależało nam na zwycięstwie i pewnie dlatego początek meczu w naszym wykonaniu był bardzo nerwowy. Później było już lepiej.
Aleksander Krutikow: - Robiliśmy wszystko, by sprostać gospodarzom. Brakuje nam jednak w drużynie takich strzelców, jakich ma Prokom. Niestety, nie stać nas na takich zawodników.