Rozmowa z Karolem Gregorkiem
Czesław Michniewicz, jak mówił na łamach "Głosu", nie miałby żadnych wątpliwości przed wystawieniem Karola Gregorka w podstawowym składzie Arki. Dziś przekonamy się, czy również Marek Kusto, który zna reprezentanta Polski U-20 od kilku dni, zaufał jego umiejętnościom.
Wczoraj przed treningiem wychowanek Beniaminka Radom załatwiał mieszkanie, bo do tej pory nocował albo w hotelu "Olimp", albo w nowym lokum
Marcina Kozłowskiego, który na razie zadebiutował w V-ligowych rezerwach.
- Mieszkanie jest w porządku, w samym centrum pięknego miasta - mówił były napastnik Amiki.
- Dla jednej osoby, czy może dwóch? - zapytaliśmy.
- Moja dziewczyna studiuje w Radomiu i nie ma mowy, by przeprowadziła się ze mną. Niestety, będziemy spotykać bardzo rzadko. To jedyny minus gry w Arce.
- A przeprowadzka z ekstraklasy?- Od czegoś trzeba zacząć. Już trener Michniewicz dosadnie zobrazował moją sytuację w Amice. Wygrać młodemu piłkarzowi rywalizację z gwiazdami ligi jest bardzo trudno, jeśli w ogóle to możliwe. W Gdyni mam szansę wystartować i fakt, że jest tu II liga, absolutnie nie przeszkadza mi. Gorąco wierzę, że pomogę drużynie w walce o awans. Gdyby do Gdyni zawitała ekstraklasa, sam poprosiłbym szefów Amiki o przedłużenie wypożyczenia.
- Na razie musiał pan przedłużyć kontrakt we Wronkach...
- Nowa umowa obowiązuje do 2007 roku, czyli dość długo. Ma to swoje plusy i minusy, ale nie myślę o tym.
- Z II ligi jest troszeczkę bliżej do reprezentacji.- Do kadry U-20, prowadzonej przez Władysława Żmudę, jestem systematycznie powoływany, teraz właśnie miałem pojechać na towarzyskie spotkania ze Słowacją i Estonią. To jednak oznaczało dziesięć dni poza klubem, a w tym momencie nie byłoby to dla mnie korzystne. Poprosiłem więc trenera o zwolnienie. Pan Żmuda zrozumiał moją sytuację. Im wyżej przecież gram, tym lepiej. A grając w II lidze, czego nie ukrywam, z pewnością zbliżyłbym się do reprezentacji olimpijskiej. Pod warunkiem dobrej gry, ma się rozumieć.
- Od kiedy występuje pan w barwach narodowych?- Już kiedy miałem 14 lat, zadebiutowałem w starszej o rok drużynie, której trenerem był Michał Globisz. Chyba nawet zdobyłem u niego gola.
- Ile jest już tych trafień?- Chyba 23 w około 50 meczach międzypaństwowych.
- Pamięta pan mecz w Gdyni?- Naturalnie, dziesięciu sekund zabrakło nam, żeby awansować do turnieju finałowego ME U-19. Niemcy wbili nam gola w doliczonym czasie. Kto wie, jak potoczyłyby się losy moje i kolegów (m.in. bracia
Brożkowie,
Burkhardt,
Strąk,
Kuzera,
Łągiewka - przyp. red.), gdybyśmy utrzymali prowadzenie. Dwa miesiące później Niemcy, z którymi graliśmy jak równy z równym, zostali wicemistrzami kontynentu. Aż sześciu z ośmiu finalistów jechało na mistrzostwa świata. To mogła być wielka szansa.
- Stanisław Mikołajczyk, dziś trener Unii Tczew, był drugim trenerem tej kadry. Powiedział o twoim wypożyczeniu: "Arka wreszcie kupiła piłkarza".
- To bardzo miłe słowa.
- I zobowiązujące.- Na pewno. Wiem, że kibice będą mnie bacznie obserwować. We Wronkach przyzwyczaiłem się do sytuacji stresowych. Chociaż małej tremy nie uniknę.
- Która noga lepsza?- Nie ma różnicy.
- Jaki czas na setkę? Oczywiście nie samochodem.- Wolny nie jestem.
- Ile z 18 goli w III lidze zdobył pan głową?- Najmniej.
- Woli pan rolę egzekutora, lisa w polu karnym, czy też znajduje pan satysfakcję w asystach?- Jak typowy napastnik, wolę zdobywać gole.
- Jaki będzie wynik z KSZO?- Musimy wygrać i pójść w górę tabeli. To dopiero początek ligi. Nie można zrażać się niepowodzeniami na starcie.