Przed wyjazdem za granicę na urlop Piotr Mandrysz powiedział nam, że ma na oku napastnika, który w pojedynkę uratuje Arce drugą ligę. Mówił to niezobowiązująco, z pewnością świadomie przesadził, ale przynajmniej wiemy już, kogo miał na myśli. W tej chwili głównym kandydatem do roli egzekutora w gdyńskiej "jedenastce" jest Robert Dymkowski, stary kumpel trenera żółto-niebieskich z czasu ich występów w barwach Pogoni Szczecin.
Przy Olimpijskiej trwa właśnie sen zimowy. Od dawna zaległości urlopowe odrabia
Wiesław Kędzia, kierownik drużyny. Jak trener na zagraniczne wczasy pojechał prezes. Po Polsce, a w ubiegłym tygodniu nawet po Niemczech, jeździ, ale zawodowo,
Czesław Boguszewicz, którego firma "Football Consulting" zapewnia klubowi obsługę menedżerską.
- Już dziś miałbym piłkarzy, z którymi, kto wie, czy Arka nie awansowałaby do ekstraklasy już w czerwcu - oświadczył, oczywiście, będąc obojętnym na nasze prośby o nazwiska.
- Rzecz w tym, że najwięcej zależy od kasy. Mamy w zanadrzu kilka wariantów, będą wzmocnienia, ale też uzupełnienia, ręczę, że przyjdą do klubu lepsi gracze od tych, którzy odeszli. Liczba nowych nazwisk jest elastyczna. W styczniu zobaczymy, ilu arkowców będzie do dyspozycji trenera Mandrysza, czy wszyscy są zdrowi. Czas na zakupy mamy do lutego. Ten interes to hazard, nieraz trzeba zaryzykować, natychmiast podjąć decyzję. Innym razem mozolnie przygotowywany transfer kończy się klapą. Konkurencja bywa bezwględna, szczególnie, gdy chodzi o zawodnika, za którego nie trzeba płacić.Właśnie takim graczem jest doświadczony
Dymkowski (ur. 15.05.1970; 180 cm/77 kg), który jesienią był bezrobotny, właściwie leczył kontuzję. Krótko przed inauguracją rozgrywek, gdy przymierzał się do Górnika Łęczna, skręcił kostkę podczas treningu. Lekarze beniaminka uznali, że konieczna jest miesięczna rehabilitacja (zdaniem piłkarza, wystarczyło 10 dni), więc działacze, pospiesznie szukający wzmocnień, odstąpili od podpisania kontraktu. Na miejsce Dymkowskiego błyskawicznie ściągnęli
Sylwestra Czereszewskiego. Kandydat na arkowca należy do najskuteczniejszych napastników w lidze. Mamy na myśli tych, którzy jeszcze grają nad Wisłą. Strzelił 78 goli w 278 występach w ekstraklasie (od 1992 r.). Należy do legend "portowców". Sezon 2002/03 spędził w Widzewie (25 gier i 6 bramek), wcześniej zaliczył epizod w PAOK Saloniki.
- Priorytetem dla mnie jest powrót do I ligi, ale wiele szans na to nie daję sobie - powiedział nam wczoraj.
- Mam jednak oferty z II ligi, również z Arki, co mnie bardzo cieszy. Sądziłem bowiem, że moja nieobecność sprawi, iż wypadnę ze świadomości działaczy i trenerów. Nie wypadłem. Nie zamierzam zwlekać z decyzją, lecz pragnę dokonać najlepszego wyboru. Pewnie stanie się to po świętach.Dymkowski, który jest w treningu od początku listopada, oznajmił, że Arka ma swoje atuty. Praktyczne.
- Mieszkam w Szczecinie, a rodzinę mam w Koszalinie. Gdynia pasuje mi. Poza tym dobrze znam Piotrka Mandrysza. Sprawa jest na dobrej drodze...W każdym razie transfer "Dymka" jest bardziej prawdopodobny niźli
Marcina Malinowskiego (ur. 6.11.1975; 179 cm/74 kg). Pomocnika Ruchu Chorzów Mandrysz widzi albo w roli środkowego obrońcy, albo rozgrywającego, wręcz wiodącej postaci. Zresztą o tym zawodniku mówi się w Gdyni od dawna. Z uwagą jednak, że "niebiescy", sąsiad Arki w tabeli, nie chcą słyszeć o przedwczesnym rozwiązaniu kontraktu, który wygasa dopiero w czerwcu 2004. To przecież jeden z liderów teamu
Jerzego Wyrobka, który ma takie same - jeśli nie większe - kłopoty jak Mandrysz. Przez sześć lat, od wiosny '97, Malinowski był pierwszoligowcem pełną gębą. Rozegrał 180 spotkań (6 goli), większość w Odrze Wodzisław. Potencjalnie świetny kandydat. Z Ruchu chce się wyrwać, bo klub zalega z wypłatami. Jego menedżerem jest były piłkarz,
Robert Kiłdanowicz, więc Boguszewicz nie zajmuje się tą sprawą.
Na pewno nie przyjedzie z Ruchu
Marek Wleciałowski, o którym Mandrysz myślał jako o swoim współpracowniku. Tym pozostanie do końca sezonu
Mieczysław Rajski. Nie ma już w klubie
Kazimierza Jaszczerskiego. Asystent
Marka Kusty i trener bramkarzy po dwóch latach pracy został zwolniony, na co zanosiło się od dawna, bynajmniej nie ze względów sportowych. Wrócił na emeryturę.
- Liczyłem się z tym. I tak byłem wdzięczny, że - mimo zwolnienia Kusty - mogłem pracować do końca rundy. Prezes chce znaleźć fachowca z bardziej znanym nazwiskiem. Jestem z Tczewa, więc cieszę się, że miałem okazję pracować w Arce, a wcześniej - przez cztery lata - w dobrym okresie Bałtyku. I tu, i tam, pomagając świetnym szkoleniowcom.