Jak wygląda życie W SSA Trefl Sopot po odejściu Tadeusza Szelągowskiego, byłego już prezesa spółki? Ludzie są ostrożnymi optymistami. Jest wiele znaków zapytania, a niemal wszystkie dotyczą
Kazimierza Wierzbickiego, nowego szefa klubu.
Wierzbicki jest zabiegany. Każdy chce z nim rozmawiać, każdy czegoś od niego chce. Ma urwanie głowy, ale chyba dobrze mu z tym.
- Jak jest? Jest tak, że od rana nie mam nawet czasu wypić herbaty - mówił rozgorączkowany, ale wyraźnie zadowolony. Nieco mniej będziemy zadowoleni będą dziennikarze. Pan Kazimierz już zapowiedział, że konktakt telefoniczny będzie z nim utrudniony, gdyż chce się skupić na pracy. Takich słów z ust
Tadeusza Szelągowskiego, byłego prezesa, nie usłyszeliśmy nigdy. Cóż, pożyjemy, zobaczymy. Szelągowski pragnie wyciszenia. Wypada nam uszanować, choć z bólem, jego prośbę o niepublikowanie z nim rozmowy. Po tylu latach pracy zasłużył na to. Były prezes ma zaległy urlop i zapewne go wykorzysta.
Wiele mówiło się, że los Szelągowskiego podzieli
Wojciech Pietkiewicz, dyrektor sopockiego klubu.
- Nie wiem nic na ten temat i trudno mi się ustosunkować do takich dywagacji, wręcz plotek. To prawda, byłem członkiem zarządu klubu i zostałem odwołany przez radę nadzorczą, jednak nie wiąże się to z utratą przeze mnie pracy - wyjaśniał. Być może jego nazwisko zostało powiązane ze zmianami personalnymi w klubie z powodu jego problemów zdrowotnych w ostatnich miesiącach.
- Zapewniam, że nie była to o ucieczka w chorobę. Trudno, abym sobie wymyślił jedną i drugą operację z tak dużym wyprzedzeniem - dowodzi Pietkiewicz.
Nowy prezes pojawił się na poniedziałkowym, wieczornym treningu Prokomu, przedstawiając się oficjalnie trenerom i zawodnikom jako nowy szef klubu. Pytań nie było.
- Szkoda Tadeusza Szelągowskiego, trochę z nim przeżyłem. No cóż, ta decyzja mnie zaskoczyła, jednak tak naprawdę nie jestem kompetentny, by wypoiwdać się na ten temat. Mam inne zadania - mówił
Filip Dylewicz, najstarszy stażem zawodnik Prokomu.
- To dzieje się ponad nami. To przykra sytuacja, bo nie lubię, jak ktoś traci pracę, jednak należy się z tym pogodzić. Taka jest kolej życia - zauważył
Andrzej Pluta, kapitan zespołu.
Trudno powiedzieć, czy po dwóch zwycięstwach roszada będzie miała wpływ na grę wicemistrzów Polski. Czy wiedząc, że na szczytach klubowej drabinki doszło do poważnej zmiany stracą nagle pewność siebie i rosnący po kolejnych wygranych meczach optymizm.
- Obronią nas wyniki. Jeśli będziemy wygrywać, mechanizm zespołu będzie dobrze funkcjonował, będzie to oznaczało, że idziemy właściwą drogą. A jak będziemy zwyciężać, to będzie dobrze - dodawał Pluta.
Jak naprawdę zareagowała drużyna na tę roszadę dowiemy się dopiero po sobotnim meczu ze Startem Lublin. Teraz nie wie tego do końca nawet
Eugeniusz Kijewski, coach zespołu.
- Trudno powiedzieć. Trenujemy, przygotowujemy się do meczów. Wykonujemy swoje obowiązki - mówił trener.
Jedną z najpilniejszych spraw, jaką wczoraj miał do załatwienia Wierzbicki było nakłonienie do podjęcia treningów
Kebu Stewarta. Amerykański środkowy nie uczestniczył aż w trzech treningach i żądał wyjaśnienia kontraktowych zawiłości.
- Ta sprawa jest już załatwiona - zapewnił prezes. "Kebab" miał pojawić się już na wczorajszych wieczornych zajęciach. Z powodów zdrowotnych w treningach nadal nie bierze udziału
Miroslav Radosević (te przeklęte korzonki), nad którego stanem wczoraj radzili medycy. Rusza się już
Dragan Marković, jednak trzy tygodnie przerwy odbiły się na jego dyspozycji głębokim piętnem.