22 zwycięstwa i 10 porażek. Ten bilans koszykarzy Prokomu Trefl Sopot w rundzie zasadniczej sezonu pozwolił im awansować do fazy play off z drugiego miejsca w tabeli ekstraklasy. W porównaniu z analogicznym okresem ubiegłorocznych rozgrywek postęp jest znaczny, gdyż sopocianie podskoczyli o dwie pozycje. Jednak w ostatnich sześciu spotkaniach zawodnicy Eugeniusza Kijewskiego ponieśli aż pięć porażek. Z czym zatem startujemy do warszawskiej Legii w pierwszej rundzie play off?
Powody fatalnej postawy sopocian w ostatnich spotkaniach są oczywiste. Zespół rozbity kontuzjami środkowych jest taktycznie zdołowany. Na seryjnie bite rzuty za trzy punkty rywale zazwyczaj dawali się nabierać do połowy spotkania.
- Cieszmy się z tego drugiego miejsca, gdyż przy gorszym układzie spotkań rywali mogliśmy wylądować nawet na piątym - mówi
Eugeniusz Kijewski, trener Prokomu.
- Przed sezonem drugą pozycję przyjęlibyśmy z zamkniętymi oczami, więc nie narzekajmy.Żniwo chorób i kontuzji w naszej drużynie było tak obfite, że w ostatnich meczach podstawowym zawodnikiem Prokomu był
Filip Dylewicz, który, notabene również powrócił do drużyny po kontuzji.
- Z całym szacunkiem dla Filipa przed sezonem był on piątym zawodnikiem w klasyfikacji środkowych. Teraz jest podstawowym i myślę, że można być zadowolonym z jego postawy. Czasami ponosi go młodzieńcza fantazja, ale można mu to wybaczyć - twierdzi Kijewski.
Mimo to trudno nie wracać pamięcią do inauguracji sezonu, kiedy to właśnie w meczu z Legią Warszawa zmiennikiem
Joe McNaulla był
Piotr Szybilski. Dziś trudno znaleźć obu w Sopocie.
- Kontuzja "Józka" jest nieodżałowaną stratą. Natomiast pożegnania Szybilskiego nie żałuję. Nie żałuję, bo wiem, co zrobiłem i dlaczego to zrobiłem - przekonuje
Tadeusz Szelągowski, prezes Trefla SSA.
- To jest sport i trzeba grać dopóty, dopóki piłka jest w grze. Nie poddajemy się - zapewnia.
Zawodnicy zapewniają, że nie stracili formy z pierwszej części sezonu zasadniczego, kiedy to wygrane sopocianom przychodziły w większości spotkań bez kłopotów.
- Z formą na pewno nie jest gorzej. Brakuje nam po prostu dwóch, trzech środkowych. Wcześniej ciężar gry był rozłożony na cały zespół, rywal mógł się spodziewać uderzenia z każdej strony. Teraz ciężar gry dźwiga na sobie trzech graczy, na których skupiają się rywale - ocenia sytuację
Igor Milicić, rozgrywający Prokomu.
- To prawda, że z wyników ostatnich spotkań nasi kibice nie mogą być zadowoleni. Znamy jednak przyczynę porażek. Zwyczajnie - wycięło nas. Rywalizacja w szóstkach to był poligon doświadczalny. Dopiero teraz rozpocznie się prawdziwa walka. Musimy się skupić na Legii, a nie gdybać o walce z Anwilem Włocławek w półfinale - przekonuje
Tomasz Wilczek, kapitan sopockiej drużyny.
Prokom w pierwszej rundzie play off (do trzech zwycięstw) trafia na warszawską Legię, siódmą w tabeli, co wcale jednak nie oznacza łatwej przeprawy.
Jacek Gembal, trener drużyny ze stolicy, z trudem ukrywa zadowolenie z rywalizacji z brązowym medalistą mistrzostw Polski.
- Nie powiem, na kogo chciałbym trafić z pierwszej czwórki, gdyby dano mi prawo wyboru rywala - dyplomatycznie odpowiada charyzmatyczny coach.
- Jednak nasz zaspół to również lazaret. Kontuzjowani są Lee Wilson i Łukasz Kwiatkowski, więc szanse pewnie się wyrównają - tłumaczy.
Pierwsze mecze jeden na jeden już w najbliższy weekend. Przy odrobinie szczęścia być może zagra
Tomasz Jankowski. Decyzję w tej sprawie ma podjąć
Paweł Cieśla, lekarz Prokomu, po dokładnych oględzinach stawu kolanowego "Jankesa".
Michael Ansley być może zagra w drugiej rundzie play off, ale do tego droga daleka.