- 1 Arka: Karny ewidentny. Boniek popiera (211 opinii)
- 2 Lechia fetuje wygranie derbów i 1. Ligi (113 opinii)
- 3 Lechia - Arka 2:1. Bohater Mena (508 opinii) LIVE!
- 4 Najgorszy start żużlowców. Czas na alarm? (118 opinii)
- 5 Półmaraton wrócił. Odzyskał zaufanie? (109 opinii)
- 6 Wszystko o derbach Lechia - Arka (164 opinie)
Jedna sekunda dzieliła Roberta Krawczyka o awansu do finału turnieju olimpijskiego judo w kategorii 81 kilogramów. Zamiast co najmniej srebrnego medalu, było tylko piąte miejsce.
Dźwignia łokciowa to był koronny agument na olimpijskim tatami bytomianina. Żaden z jego trzech pierwszych rywali nie dotrwał do końca walki. Libańczyk Mahamamed Ben Saleh skapitulował po 1 minucie i 44 sekundach. Nieco dłużej powalczyli Richard Hawn i uznawany za jednego z faworytów Mehman Azizow (Azerbejdżan).
W półfinale Krawczyk stanął naprzeciw Romana Gontiuka. 20-letni Ukrainiec wygrał m.in. warszawski turniej. - Nie chcę zapeszyć i wyprzedzać faktów, ale Robert ma dużą szansę zwycięstwo. Wygrał trzy walki przed czasem, dlatego z pewnością jest mniej zmęczony niż Ukrainiec. Nigdy wcześniej nie rywalizował z Gontiukiem, ale znamy tego przeciwnika. W ćwierćfinale pokonał ubiegłorocznego mistrza świata Floriana Wannera, jednak Niemiec wyglądał na ugotowanego. Być może za dużo zbijał kilogramów. Krawczyk jest lepszym zawodnikiem niż Gontiuk. Jeśli Robert będzie walczył z taką konsekwencją taktyczną jak dotychczas, powinno być dobrze. Ukrainiec prezentuje ofensywny styl walki, nie odpuszcza - mówił Wiesław Błach.
Niestety, trener polskiej kadry judoków nie pomylił się, ale tylko przy tej ostatniej frazie swojego wywodu. Krawczyk zjadł lunch, przespał się na macie, pospacerował i długo kontrolował walkę o finał. Jeszcze na sekundę przed zakończeniem obaj zawodnicy mieli po jednym yuko, ale nasz reprezentant miał przewagę w kokach. Atak rozpaczy rywala przyniósł mu ippon. Zaskoczony był nawet arbiter, który z pewnym opóźnieniem, szukając wzroku asystenta, ogłosił ten nieoczekiwany werdykt.
Krawczykowi pozostała szansa na brąz. Ale do pojedynku z Flavio Canto z Brazylii nie potrafił się zmobilizować. Walczył apatycznie, bez koncepcji. Co prawda, już w 23 sekundzie zdobył yuko, ale później został ukarany dwukrotnie za pasywność. Ponadto Brazylijczyk zaliczył waza-ari i nawet kara shido za pasywność, pod koniec pojedynku nie mogła mu już zaszkodzić. Jeszcze trochę i nasi judocy nabawią się kompleksu tej nacji. Dzień wcześniek Krzysztofa Wiłkomirskiego z turnieju wyrzucił również Brazylijczyk.
Fachowym okiem
Marek Adam, trener judo gdańskiego AZS AWFiS: - Krawczyk był trzeci na mistrzostwach świata, teraz jest piąty na igrzyskach. To dobre, porównywalne wyniki. Tym bardziej, gdy przypomnę, że w Sydney przegrał już w pierwszej rundzie z Kubańczykiem. Ale tutaj trzeba skończyć przyjemne słowa. Cieniem na tym występie kładzie się porażka w półfinale w ostatniej sekundzie. Tak nie można przegrywać na igrzyskach. Polak zrobił ewidentny błąd techniczny. Zapomniał, że w judo trzeba najpierw podnieść głowę, a dopiero później... tyłek. Nasz zawodnik został pociągniety na tzw. rzut poświęcenia przez Ukraińca.
W walkach polskich judoków obserwuję pewien zastój, jakby brakowało im ciągu do podium. Czy zmieni to Adriana Dadci? Z pewnością gdańszczankę, która walczyć będzie dzisiaj w kategorii do 70 kg, na to stać. Rozpocznie od pojedynku z Czeszką, z którą drukrotnie już w tym sezonie wygrywała. Później będzie Australijka. Dopiero po tej walce, gdy przyjdzie się bić o ćwierćfinał, klasa rywalek wzrośnie. Ale wszystkie są w zasięgu Ady, ze wszystkimi wygrywała. Trudno przewidzieć, jaka ostatecznie wyłoni się kolejność, bo choćby Grecy wstawili do reprezentacji... Gruzinów.
Dźwignia łokciowa to był koronny agument na olimpijskim tatami bytomianina. Żaden z jego trzech pierwszych rywali nie dotrwał do końca walki. Libańczyk Mahamamed Ben Saleh skapitulował po 1 minucie i 44 sekundach. Nieco dłużej powalczyli Richard Hawn i uznawany za jednego z faworytów Mehman Azizow (Azerbejdżan).
W półfinale Krawczyk stanął naprzeciw Romana Gontiuka. 20-letni Ukrainiec wygrał m.in. warszawski turniej. - Nie chcę zapeszyć i wyprzedzać faktów, ale Robert ma dużą szansę zwycięstwo. Wygrał trzy walki przed czasem, dlatego z pewnością jest mniej zmęczony niż Ukrainiec. Nigdy wcześniej nie rywalizował z Gontiukiem, ale znamy tego przeciwnika. W ćwierćfinale pokonał ubiegłorocznego mistrza świata Floriana Wannera, jednak Niemiec wyglądał na ugotowanego. Być może za dużo zbijał kilogramów. Krawczyk jest lepszym zawodnikiem niż Gontiuk. Jeśli Robert będzie walczył z taką konsekwencją taktyczną jak dotychczas, powinno być dobrze. Ukrainiec prezentuje ofensywny styl walki, nie odpuszcza - mówił Wiesław Błach.
Niestety, trener polskiej kadry judoków nie pomylił się, ale tylko przy tej ostatniej frazie swojego wywodu. Krawczyk zjadł lunch, przespał się na macie, pospacerował i długo kontrolował walkę o finał. Jeszcze na sekundę przed zakończeniem obaj zawodnicy mieli po jednym yuko, ale nasz reprezentant miał przewagę w kokach. Atak rozpaczy rywala przyniósł mu ippon. Zaskoczony był nawet arbiter, który z pewnym opóźnieniem, szukając wzroku asystenta, ogłosił ten nieoczekiwany werdykt.
Krawczykowi pozostała szansa na brąz. Ale do pojedynku z Flavio Canto z Brazylii nie potrafił się zmobilizować. Walczył apatycznie, bez koncepcji. Co prawda, już w 23 sekundzie zdobył yuko, ale później został ukarany dwukrotnie za pasywność. Ponadto Brazylijczyk zaliczył waza-ari i nawet kara shido za pasywność, pod koniec pojedynku nie mogła mu już zaszkodzić. Jeszcze trochę i nasi judocy nabawią się kompleksu tej nacji. Dzień wcześniek Krzysztofa Wiłkomirskiego z turnieju wyrzucił również Brazylijczyk.
Fachowym okiem
Marek Adam, trener judo gdańskiego AZS AWFiS: - Krawczyk był trzeci na mistrzostwach świata, teraz jest piąty na igrzyskach. To dobre, porównywalne wyniki. Tym bardziej, gdy przypomnę, że w Sydney przegrał już w pierwszej rundzie z Kubańczykiem. Ale tutaj trzeba skończyć przyjemne słowa. Cieniem na tym występie kładzie się porażka w półfinale w ostatniej sekundzie. Tak nie można przegrywać na igrzyskach. Polak zrobił ewidentny błąd techniczny. Zapomniał, że w judo trzeba najpierw podnieść głowę, a dopiero później... tyłek. Nasz zawodnik został pociągniety na tzw. rzut poświęcenia przez Ukraińca.
W walkach polskich judoków obserwuję pewien zastój, jakby brakowało im ciągu do podium. Czy zmieni to Adriana Dadci? Z pewnością gdańszczankę, która walczyć będzie dzisiaj w kategorii do 70 kg, na to stać. Rozpocznie od pojedynku z Czeszką, z którą drukrotnie już w tym sezonie wygrywała. Później będzie Australijka. Dopiero po tej walce, gdy przyjdzie się bić o ćwierćfinał, klasa rywalek wzrośnie. Ale wszystkie są w zasięgu Ady, ze wszystkimi wygrywała. Trudno przewidzieć, jaka ostatecznie wyłoni się kolejność, bo choćby Grecy wstawili do reprezentacji... Gruzinów.