- Sprawą musi się zająć Polska Liga Koszykówki. Zawodnik mnie uderzył. Jeszcze nigdy coś takiego mnie spotkało! - grzmiał po meczu z Prokomem Treflem Sopot
Andriej Urlep, coach Anwilu Włocławek. Jego reakcja była wywołana incydentem z drugiej kwarty, kiedy to "Kermit" starł się z
Josipem Vrankovićiem, obrońcą wicemistrzów Polski.
Słoweniec z Chorwatem jeżyli i prężyli się dwa metry od stolika Janusza Kotulskiego, komisarza zawodów ze Stalowej Woli, który na całe wydarzenie zareagował ze stoickim spokojem.
- Nie sądzę, żeby wyciągano z tego incydentu konsekwencje. Widzieliśmy próbkę gorącego, bałkańskiego temepramentu i to wszystko. Emocje wzięły górę, ale na szczęście wszystko rozeszło się po kościach - mówi
Tadeusz Szelągowski, prezes Trefla SSA.
Słoweniec, który jest głównym kandydatem do objęcia wakującego etatu selekcjonera reprezentacji Polski, nie od dziś jest znany ze swego niepokornego charakteru."Kermit", gdy ma swój dzień, potrafi dokopać reklamie (vide Final Four Pucharu Europy w Wilnie, mecze finałowe MP Śląsk Wrocław - Anwil Włocławek), szarpać swych zawodników za koszulki. Urlepa, gdy był jeszcze trenerem zespołu z Wrocławia, oskarżano nawet o rasizm, gdyż bez względu na formę nie darzył on zbyt wielkim zaufaniem zawodników czarnoskórych. Zarzut trenera jest o tyle zaskakujący, że to właśnie jego musieli powstrzymywać sędziowie, działacze oraz zawodnicy Anwilu przed ruszeniem z impetem na "Joke'a"...
Dlatego też nie dziwi reakcja
Janusza Wierzbowskiego, prezesa PLK.
- Na meczu był obecny komisarz a także dwóch sędziów. Jeśli ci w meczowym protokole znajdzie się wniosek, to wtedy będzie można się tym zainteresować. Do stwierdzeń, jakie lansuje trener Urlep, podchodzę z pewnym dystasem. Jeśli twierdzi, że został pobity, to radzę mu, aby zgłosił się do prokuratury - dodaje Wierzbowski.