• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rozmowa z Anną Rogowską

Krystian Gojtowski
27 sierpnia 2004 (artykuł sprzed 19 lat) 
Przed czterema laty igrzyska olimpijskie w Sydney Anna Rogowska oglądała jedynie w telewizji. Mogła wówczas tylko pomarzyć o występie na największej sportowej imprezie, nie mówiąc o medalu. Po zaledwie czterech latach 23-letnia zawodniczka Sopockiego Klubu Lekkoatletycznego ma za sobą nie tylko olimpijski występ, ale i medal wywalczony w skoku o tyczce.

- Olimpijski konkurs skoku o tyczce zapamiętamy na zawsze. Zarówno w eliminacjach, jak i w turnieju finałowym byłaś postawiona pod ścianą. Po dwóch strąceniach musiałaś zaliczyć wysokość, by nie wypaść z gry.
- Widocznie było mi pisane to, że znajdę się w finale, a tam będę walczyć o medal.
<>- Nie miałaś chwil zwątpień, gdy w eliminacjach poprzeczka spadała po twoich skokach na wysokości 4,40 m, a w finale na 4,55 m?
- Oczywiście, że miałam. Na szczęście zimna krew wzięła górę. Powiedziałam sobie, że są trzy próby i dopiero po trzeciej będzie można mówić o tym, co było. Dopóki pozostawałam w grze, nie rozmyślałam o nieudanych skokach.
- Odporność psychiczna była chyba twoim największym atutem. Emanowała z ciebie chęć zwyciężania.
- Na takiej prestiżowej imprezie odporność psychiczna jest podstawą sukcesu. Zresztą nie tylko ja wykazałam się tym elementem. Przykładem może tutaj być chociażby Jelena Isinbajewa, która po nieudanych dwóch skokach ostatnią próbę przeniosła na wyższą wysokość. To było pokerowe zagranie. Po prostu po raz kolejny pokazała, że jest bardzo dobrą zawodniczką.
- Z kim walczyłaś: Z Rosjankami, z Monika Pyrek, czy też z sobą?
- Z sobą, no i z wysokością. Na tym się skupiałam.
- Liczyłaś, że Isinbajewa po raz trzeci strąci poprzeczkę i tobie przypadnie w udziale srebrny medal?
- Nie. Zakładałam, że jednak Rosjance uda się ten skok zaliczyć. Jest ona bardzo doświadczoną zawodniczką i wysokość 4,80 m jest dla niej tak naprawdę drobnostką.
- Przed każdym skokiem szeptałaś do tyczki jakieś zaklęcia. Co mówiłaś konkretnie?
- A nic. Wzmacniałam się psychicznie. Mówiłam sobie, że jestem w stanie to skoczyć, no i że uda mi się pokonać tę wysokość, a poprzeczka nie będzie chciała zmienić miejsca pobytu.
- Na trybunach siedział Jacek Torliński, twój trener i partner życiowy w jednej osobie. Jego obecność ci pomagała?
- Oczywiście, że tak. Przez cały konkurs wspierał mnie, doradzał mi, mówił co powinnam skorygować.
- Kątem oka przyglądałaś się skokom rywalek, czy też skupiałaś się tylko na zadaniu jakie stoi przed tobą?
- Koncentrowałam się tylko na swoich skokach. Gdybym chciała myśleć dodatkowo jeszcze o tym, co robią rywalki, to bym zupełnie została wytrącona z równowagi.
- Konkurs trwał bardzo długo, kilka godzin. Nie miałaś kłopotów z utrzymaniem koncentracji na odpowiednim poziomie?
- Nie, nie. Było długo, rzeczywiście, jednak ja tego wieczoru czułam się bardzo dobrze. Pełna równowaga, na nic nie mogłam narzekać.
- Dwa najwyższe miejsca na podium przypadły faworyzowanym Rosjankom: Jelenie Isinbajewej oraz Swietłanie Fieofanowej. Najniższy stopień olimpijskiego podium zajęłaś ty. Oznacza to, że bez medalu wróciła do kraju Monika Pyrek. Była rekordzistka Polski była bardzo rozgoryczona. Mówiła, że czwarte miejsce dla niej jest tragedią...
- Rozmawiałam z Moniką po zawodach. Co tu ukrywać. Taka jest prawda, że była bardzo smutna, chociaż dla wielu sportowców zajęcie czwartego miejsca na igrzyskach olimpijskich byłoby wielkim sukcesem. Niestety, są tylko trzy miejsca na podium. Zarówno ja, jak i Rosjanki zdobyłyśmy prawo do stanięcia na stopniach podium w sportowej walce. Monika jednak nie powinna się załamywać. Tak, jak powiedziałam. Czwarte miejsce, to znakomity wynik, a Monikę na pewno stać na jeszcze wyższe skakanie, aniżeli to, co pokazała w Atenach. Te 4,55 m, które skoczyła w Grecji było tylko przypadkiem. Każdy jest człowiekiem, ma swój słabszy i lepszy dzień. Widocznie tego dnia Monika miała ten słabszy dzień.
- Trzecie miejsce na igrzyskach zapewniłaś sobie skokiem na wysokośc 4,70 m. Ciebie chyba również stać na jeszcze wyższe skakanie...
- Mam nadzieję, że progresja moich wyników będzie postępować. Wprzyszłym roku mam zamiar wydłużyć rozbieg o dwa kroki i używać tyczki dłuższej o dziesięć centymetrów. Wierzę, że to przyniesie korzystne efekty. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
- Przed czterema laty igrzyska olimpijskie oglądałaś wyłącznie za pośrednictwem srebrnego ekranu telewizora. Czy jako olimpijska debiutantka nie czułaś się przytłumiona atmosferą stadionu olimpijskiego, tłumami kibiców, a także oczekiwaniami, jakie polscy kibice w tobie pokładali?
- Sam stadion, ani też rywalki nie robiły na mnie wrażenia. Najbardziej odczułam na sobie jednak ciężar oczekiwań. Wiedziałam, co piszą gazety, niektórzy wręcz żądali ode mnie zdobycia medalu w Atenach. Nawet zwykli ludzie nie wyobrażali sobie innego rozwiązania, jak Rogowska na podium w Atenach. To była ogromna presja. Niestety, to trochę przeszkadzało. Po dwóch zrzutkach w finale przez głowę przemknęła mi myśl, że jak teraz nie skoczę, to będę na szóstym miejscu, co nie będzie żadną katastrofą. Szóste miejsce też byłoby dla mnie wielkim osiągnięciem. I ta myśl zdjęła ze mnie całe napięcie, bardziej się wyluzowałam.
- Nawet po nieudanych skokach uśmiechałaś się...
- I to jest dowód na to, jak się czułam. Dla mnie skakanie nie jest pogonią za sukcesami, lecz wielką przygodą i wielką przyjemnością. Zachowaniem na olimpijskim zeskoku to pokazałam. A tam towarzyszły mi tak wielkie emocje, że nie byłam w stanie kontrolować swoich grymasów, mimiki.
- Miałaś talizman który miał ci pomóc w oddawaniu dobrych skoków?
- Nie, poradziłam sobie bez takich pomocy.
- Po takim sukcesie twoja kariera będzie wyglądać zdecydowanie inaczej. Ludzie będą się tobą interesować.
- W tej chwili nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak będzie wyglądało moje życie. Mam nadzieję, że za bardzo się nie zmieni. Jak już nie będę miała wyjścia, to najwyżej przefarbuję włosy na czarno, by nikt mnie nie poznał (śmiech). Ale rzeczywiście. Teraz udzielam więcej wywiadów, aniżeli udzieliłam ich przez całą karierę.
- Jesteś przygotowana na zwiększone zainteresowanie ludzi swoją osobą?
- Teraz cieszę się chwilą. Na razie mi to nie przeszkadza, chociaż jest to trochę stresujące. Wcześniej jednak myślałam, że udzielanie wywiadów jest bardziej stresujące, aniżeli atakowanie rekordu Polski. A tak nie jest.
Głos WybrzeżaKrystian Gojtowski

Opinie (3)

  • a w studiu w TV mówiła, że miała maskotkę... :)

    • 0 0

  • git dziewczyna, brawo !!!

    • 0 0

  • gratuluje Jej sukcesu...ale nie traktojmy sportowcow jak bogow. kazdy ubiera spodnie w taki sam sposob

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Relacje LIVE

Najczęściej czytane