Michał Smarzyński wpisał się na listę strzelców po raz pierwszy od dziesięciu miesięcy. Na dodatek gol w Bielsku-Białej był dla niego pierwszym wyjazdowym od momentu awansu Arki do II ligi! Wczoraj żółto-niebiescy mieli wolne. "Smoleń" spędził dzień w domu, chcąc zobaczyć kolumnę Tour de Pologne. Nie musiał nawet wychodzić, kolarze jechali przed jego oknami.
- Dałbyś radę przejechać trasę z Jastrzębiej Góry do Gdyni?- Gdyby istniała droga rowerowa, myślę, że poradziłbym sobie. Kiedyś w jeden dzień zrobiłem rundę do Wierzchucina i z powrotem, z 80 kilometrów, ale do Gdyni nie jeździłem. Trasa nie sprzyja takim wycieczkom. Jechać obok samochodów to żadna przyjemność. Inna sprawa, czy taki wysiłek byłby wskazany. Przed meczem ligowym na pewno nie, lecz wydaje mi się, że bardziej rekreacyjna przejażdżka nie zaszkodziłaby przed zwykłym treningiem.
- Porozmawiajmy o twoim golu.- Bardzo mnie ucieszył, tym mocniej, że wreszcie odblokowałem się na wyjazdach. Kiedyś nie sprawiało mi różnicy, gdzie gramy.
- No, właśnie...- Wiem, o co chodzi. Panowała opinia, że gram słabiej na obcych boiskach, że w Gdyni jestem innym piłkarzem. Nawet prezes to zauważył. Było w tym trochę racji, ponieważ czułem, iż mam krysys i, co ciekawe, moim zdaniem, zaczął się on rok temu na boisku Podbeskidzia. Mam nadzieję, że ów gol pozwoli mi zamazać tę plamę.
- Tylko te kartki.- Już cztery. Byłem upominany przez arbitrów w trzech ostatnich spotkaniach. Nigdy dotąd w takim tempie nie zapracowałem na przymusową pauzę. Nie zagram przeciwko Bełchatowowi, ale pocieszam się, iż nic nie stanie na przeszkodzie, abym znalazł się w kadrze na mecz pucharowy z Katowicami.
- W Bielsku-Białej byliście o krok od zwycięstwa.- Dlatego z takim bólem przyjęliśmy remis. Byliśmy lepsi od nich. Gospodarze niczym nas nie zaskoczyli, odniosłem wrażenie, że to jeden ze słabszych zespołów w lidze. Chociaż sam nie wiem, czy można tak mówić. Liga jest w tym sezonie niesamowita. U bukmachera nie trafiłbym chyba ani jednego wyniku. Już ujawniła się czołówka, jednak nie ma tak dominującego klubu, jak dwa lata temu był Lech.
- Tłoki pokonały Szczakowiankę!- Na przykład, jednak nie do końca to przykład dobry. W Gorzycach mają specyficzne, po prostu fatalne boisko. Jeszcze niejeden faworyt tam się potknie. Sami wiosną dostaliśmy od Tłoków piątkę.
- W Bielsku zaliczyliście chyba najlepsze 60 sekund w sezonie.- To prawda. Po moim golu rywale rozpoczęli od środka, przechwyciliśmy piłkę i poszła akcja na 2:1. Oni byli jeszcze zaskoczeni pierwszy ciosem.
- Czy to była bramka samobójcza?- Nie jest moją intencją odbieranie Karolowi Gregorkowi zasługi, ale cała akcja wyglądała podobnie jak ta, po której objęliśmy prowadzenie w spotkaniu z KSZO.
- W klubie się uspokoiło.- Też mam takie wrażenie. Chcemy zdobywać punkty, na razie nie w głowie nam piękna gra. Wszystkim chodzi o punkty. Już niedzielna wygrana dałaby nam mocnego kopa w górę tabeli, na siódme miejsce. Naprawdę żal.
- Wygrywając w środę z KSZO zapewniliście spokój trenerowi Kuście. A mogliście go zwolnić...- W życiu bym tak nie pomyślał. Nie sądzę, aby ktoś dopuszczał taką możliwość, nawet w sytuacji, gdy nie lubi szkoleniowca. Na boisku zapomina się o takich sprawach. Zawsze walczysz o zwycięstwo. Wiedzieliśmy, że sukces jest potrzebny panu Markowi, ale tak samo był potrzebny nam, drużynie. Przegrać i zrobić jeszcze większy dym? Nie.
- Kalkowski i Lizak już nie trenują z wami.- Niezręczna sprawa. Nie będę ich pocieszał, bo to dorośli faceci, ale żałuję, że trafili do rezerw. Mogło trafić na mnie albo kogoś innego. Nie wiem, czy to ostateczne rozwiązanie. Nikt z drużyny na ma na to wpływu. Są kartki, są kontuzje... Może jeszcze okażą się potrzebni. Człowiek czuje jednak, że musi zasuwać.