Josip Vranković to nie tylko gwiazda zespołu koszykarzy Prokomu Trefla Sopot. 34-letni były skrzydłowy reprezentacji Chorwacji jest także liderem naszej drużyny. Mędzy innymi zasługą "Joke'a" jest to, że pierwszą fazę rywalizacji grupowej w Pucharze Europy wicemistrzowie Polski zaliczyli bez wpadki.
- Awans do kolejnych gier przyszedł wam łatwiej aniżeli się tego spodziewaliście.
- Nikt nam pierwszego miejsca nie ofiarował za darmo. Od pierwszego meczu udowadnialiśmy, że jesteśmy najsilniejszą drużyną grupy C. W połowie rywalizacji nasi przeciwnicy pogodzili się z tym, że pierwsza lokata jest zarezerwowana dla nas.
- Który mecz był najtrudniejszy?
- W każdym kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń od początku do końca. Dla mnie najcięższe, najbardziej męczące były podróże na mecze.
- Fakt, że szybko odskoczyliście od mającego duże ambicje Awtodora Saratow, nie zdekoncentrował was?
- Nie. Naszym celem było nie tylko zajęcie pierwszego miejsca w grupie, ale też zakończenie tej fazy bez przegranej. Udało nam się osiągnąć ten cel dość pewnie. Wygrywaliśmy różnicą 20 punktów.
- W meczu rzucałeś prawie 17 punktów i w tej klasyfikacji byłeś najlepszy w zespole. Czy to oznacza, że bez ciebie Prokom byłby w dużych opałach?
- Nie można tego powiedzieć. Siłą naszego zespołu jest to, że każdy zawodnik, obojętnie, czy wchodzi w pierwszej piątce czy z ławki, wnosi do gry bardzo dużo i stanowi dla rywala wielkie zagrożenie. Znam w swej karierze przypadki, że najlepsi snajperzy byli na cenzurowanym, ponieważ grali egoistycznie lub nie przykładali się do obrony. Ze swych zdobyczy bardzo się cieszę, jednak są one na dalszym planie. Najważniejsze są wygrane zespołu.
- Jesteś także mentalnym liderem Prokomu. Nie każdemu wolno zrugać Jirzego Żidka czy Drew Barry'ego.
- W trakcie meczu pojawiają się sytuacje, które trzeba rozwiązywać na gorąco. W Prokomie nie ma podziału na lepszych i gorszych. Jestem graczem bardzo doświadczonym i swą postawą chcę pozytywnie wpływać na kolegów.
- Masz 34 lata, a jak twierdzi trener Eugeniusz Kijewski, twoja wydolność jest większa niż wielu znacznie młodszych graczy. Jak długo chcesz jeszcze grać w koszykówkę?
- Tak długo, jak zdrowie pozwoli. Jakie mam umiejętności, każdy wie i może ocenić. Prowadzę higieniczny tryb życia i myślę, że organizm odwdzięczy mi się unikaniem chorób.
- Jak ocenisz waszych rywali w drugiej rundzie PE?
- Teoretycznie najsilniejszy wydaje się być łotewski BK Venspils. Nie lekceważę jednak ani Holendrów z Eiffel Towers, ani Hiszpanów z CB Ourense. Mogę obiecać, że zagramy swoje.