Prokom Trefl pokonał Polpharmę Starogard Gdański 78:66 (31:10, 11:21, 13:23, 23:12) i w play off sopoccy koszykarze prowadzą już 2-0. Ale po mecz wygląd i nastrój trenerów wcale nie wskazywał, który z nich wygrał, a nawet był mylący... Trzeci mecz odbędzie się w niedzielę w Starogardzie.
PROKOM TREFL: Wójcik 17 (1x3), Dalmau 16 (3), Hukić 15 (3), Slanina 14 (4), Besok 4 oraz Masiulis 5 (1), Dylewicz 5 (1), Nordgaard 2, Andersen 0, Pacesas 0.
POLPHARMA: Logan 21 (3), Kitzinger 14 (1), Okafor 6, Harrington 6, Marculewicz 0 oraz Wiekiera 10 (3), Zakrzewski 6 (2), Ercegović 3, Misiewicz 0.
Po meczu
Tomasz Jankowski był rozluźniony,
Eugeniusz Kijewski zaś szczelnie chronił dostępu do swoich myśli. -
Taką podjąłem decyzje - tak "uzasadnił" brak w ostatnim kwadransie na parkiecie najwyższych miejscowych koszykarzy. -
To sprawy wewnętrzne zespołu - ucinał temat widocznej dla wszystkich wymiany zdań między nim a
Filipem Dylewiczem w drugiej kwarcie. Coś musiało być na rzeczy, skoro koszykarz już więcej tego dnia nie wyszedł na parkiet.
Prokom doskonałą dyspozycję ze środy utrzymał tylko przez jedenaście minut drugiego pojedynku. Na początku drugiej kwarty gospodarze prowadzili 33:10! Inauguracyjne minuty należały do
Christiana Dalmau. Z 14 pierwszych punktów sopocian aż 11 należało do Portorykańczyka! Polpharma grała agresywnie. Już po 124 sekundach miała na koncie pięć fauli. -
Pokazaliśmy dzisiaj charakter. Tak walczącą drużynę, chciałbym mieć zawsze. Dlatego nawet po pierwszej kwarcie nie miałem pretensji, bo była ambicja - podkreślał Jankowski.
Diametralna zmiana ról nastąpiła w drugiej i trzeciej kwarcie.-
Rywale zaczęli lepiej bronić, a nam zdarzało się pudłować w czystych pozycjach. Okazało się, że nie można grać cały czas na wysokim poziomie - przyznał
Jasmin Hukic, który w czwartej kwarcie m.in. dwa razy przymierzył za trzy punkty. Wcześniej Polpharmie nawet trzykrotnie udało się objąć prowadzenie: 46:45, 52:50 i 54:53! W najtrudniejszych momentach gospodarze mogli liczyć na
Adama Wójcika. Najstarszy koszykarz na parkiecie najpierw zapewnił Prokomowi prowadzenie po trzech kwartach, a w ostatniej odsłonie zdobył siedem punktów. Na dwie minuty przed końcem gry gospodarze uciekli na 72:62 i o niespodziance nie mogło być już mowy. -
Zadecydowała rutyna rywali. My się za bardzo podpalaliśmy - przyznał
Ivo Kitzinger, który choć należał do najniższych na parkiecie, to tego dnia miał najwięcej zbiórek ze wszystkich - osiem.
jag.