Osiem miesięcy trwała przerwa w karierze Josepha McNaulla spowodowana kontuzją kolana. Do feralnego zdarzenia doszło 6 lutego w meczu koszykarzy Prokomu Trefl Sopot z KK Kaposvar w Pucharze Koraca. Operacja i rehabilitacja trwała długo. "Józek" nie tylko czekał na powrót do zdrowia, ale także uczył się cierpliwoości i pokory. Center został nagrodzony za to w sobotę, kiedy zagrał przeciwko Komfortowi Kronoplus Stargard.
- Wracasz z dalekiej podróży.
- Można tak powiedzieć. Uraz był poważny. By to stwierdzić, nie potrzebowałem specjalistycznych diagnoz. Cierpliwie czekałem aż mój organizm znów zacznie normalnie funckcjonować. Przyznaje jednak, że ciężko znosiłem ten rozbrat z boiskiem. Serce rwało się do gry.
- Los chciał, że po najcięższej w swej karierze kontuzji wróciłeś do gry w spotkaniu w klubem, w którym rozpocząłeś przygodę z polską koszykówką.
- Nie czułem z tego powodu żadnej tremy. Chciałem grać, a że akurat trafiło na Komfort... Ten klub zawsze będę dobrze wspominał.
- Pierwsze wejście na parkiet, to...
- Tremy nie było. Przyznaję, że poczułem się nieswojo. Sporo czasu upłynęło, kiedy po raz ostatni tyle par oczu było na mnie zwróconych. Wspaniałe przyjęcie, jakie zgotowali mi kibice, sprawiło jednak, że spięcie minęło bardzo szybko.
- Zagrałeś 14 minut. W tym czasie zdobyłeś sześć punktów, miałeś pięć zbiórek, dwa faule, stratę, przechwyt i blok. Jesteś zadowolony z tych statystyk?
- Myślę, że nie było najgorzej. Oczywiście kilka elementów wymaga jeszcze wyszlifowania, ale sądzę, że jestem na dobrej drodze.
- W trzeciej kwarcie dało się zauważyć, że coraz trudniej wraca ci się pod własny kosz. Mało tego, miałeś kłopoty z poruszaniem się, wyraźnie utykając.
- Kolano trochę mnie bolało, ale pamiętajmy, że miałem bardzo poważny uraz. Teraz wiem, że na boisku muszę walczyć nie tylko z pięcioma rywalami, ale i z bólem. Takie życie, trzeba to przyjąć z podniesionym czołem.
- Nie za wcześnie wróciłeś do gry?
- Osiem miesięcy to wystarczająco długi okres. Uważam, że wróciłem w najbardziej właściwym momencie.