Na sześć sekund przed końcem meczu z Arisem Saloniki Darius Maskoliunas trafił za trzy punkty. Prowadziliśmy 83:81 i wydawało się, że Litwin zostanie bohaterem koszykarskiej Polski. Stało się inaczej.
- Czego wam zabrakło do odniesienia historycznego sukcesu? Tylko szczęścia?
- Zabrakło nam dwóch punktów. Gdybyśmy je zdobyli, dzisiaj nie byłoby żadnych gdybań...
- Te dwa punkty w końcówce mógł zdobyć twój rodak, Tomas Masiulis. Sędziowie nie widzieli, czy nie chcieli widzieć faulu na nim?
- Zapytaj sędziów. Nie chcę wypowiadać się na temat ich pracy. Może powiem tylko to, że od początku do końca pracowali bardzo sumiennie, ale czy sprawiedliwie, tego nie będę oceniał.
- Na sześć sekund przed końcem spotkania zdobyłeś arcyważną trójkę. Myślałeś w tym momencie o tym, że ten rzut może być decydujący?
- Myślałem o Litwie, grałem dla niej, bo jestem patriotą. Oczywiście po części żartuję. O niczym nie myślałem. Nie miałem przed oczyma żadnych obrazków z dzieciństwa czy czegoś podobnego. Wszystko działo się tak szybko, była okazja do oddania rzutu, więc spróbowałem.
- Trafiłeś, ale mimo to nie zdobyłeś trzeciego europejskiego pucharu. Odczuwasz duży żal?
- Gorycz na pewno pozostaje, jednak trochę lat biegam już po boiskach, więc staram się nie reagować tak emocjonalnie. W wywalczenie awansu do najważniejszego meczu Pucharu Europy włożyliśmy naprawdę dużo sił. Przez cały sezon staraliśmy się godzić grę w pucharze z rozgrywkami ligowymi. Tym większa szkoda, że zabrakło tej kropki nad "i".
- Niemal przez cały mecz walczyłeś z Willy Solomonem. Amerykanin został uznany za najlepszego zawodnika imprezy. Sądzisz, że gdyby nie on, to Aris nie zdobyłby pucharu?
- No cóż, to kawał niezłego gracza. Szybki, dużo rzuca, ryzykuje, nie miał większych przestojów. Trudno mi ocenić procentowo jego wpływ na grę Arisu, ale to z pewnością lider tej drużyny.
- Czy fakt, że zmierzyliście się z Arisem na jego boisku miał duży wpływ na przebieg finału?
- Kolosalny. Przeciwko nam była większość ludzi zgromadzonych w hali. Gdyby to spotkanie odbywało się nawet nie w Sopocie, ale po prostu w innym miejscu, to zakończyłoby się naszą dzwudziestopunktową wygraną.