Pierwszy trening z koszykarkami
Lotosu VBW Climy Gdynia ma za sobą Elaine Powell. Amerykanka. Grając pierwsze skrzypce w Detroit Shock, zdobyła dla tego klubu pierwsze w historii mistrzostwo WNBA. W gdyńskim teamie grała już mistrzyni amerykańskiej ligi zawodowej, jednak wkład Jugosłowianki Mili Nikolich w sukces Houston Comets nie był wielki. Co innego Powell.
- Wreszcie się ciebie doczekaliśmy. Co tak długo?
- Moja gra w tym sezonie WNBA trwała bardzo długo, ale warto było. Sezon był dla mnie niesamowity, uwieńczony zdobyciem mistrzowskiego tytułu. Po rozgrywkach troszkę odpoczęłam, załatawiałam dokumenty związane z wyjazdem do Polski.
- Masz za sobą pierwszy trenig w Gdyni z nowymi koleżankami. Jakie wrażenia?
- Po pierwszych zajęciach trudno wyciągać daleko idące wnioski. Tym bardziej, że jeszcze tak do końca nie doszłam do siebie po długiej podróży. No cóż... Zespół jest młody, ale widzę, że dziewczyny sporo potrafią. Poza tym widać w nich zapał, entuzjazm. Wierzę, że szybko odnajdę się w tym zespole i pomogę mu w odniesieniu sukcesów.
- W ubiegłym sezonie pierwszą rozgrywającą, a nawet kapitanem zespołu była Gordana Grubin. Postawiłaś sobie za cel pokazanie działaczom i kibicom gdyńskiego klubu, że jesteś lepszą zawodniczką od Jugosłowianki?
- Nic z tych rzeczy. Doskonale wiem, że w ubiegłym sezonie akcjami Lotosu kierowała Grubin. Sporo mówiła mi o tym Chasity Melvin, o klubie rozmawiałam także z Margo Dydek. Żadnej rywalizacji, ścigania się jednak nie będzie. Jesteśmy innymi zawodniczkami.
- Czy zdobycie mistrzostwa WNBA oznacza, że automatycznie zostaniesz największą gwiazdą zespołu mistrza Polski?
- Koszykówka jest grą zespołową, więc nikt nie ma patentu na bycie gwiazdą. Można się popisywać umiejętnościami, jednak nadrzędnym dobrem jest sukces drużyny.
- Jak ocenisz swoje umiejętności?
- Gram dla drużyny. Na pozycji rozgrywającej oznacza to wyprowadzanie akcji, regulowanie tempa gry, otwieranie podaniami drogi do kosza. W defensywie często jako pierwsza będę starała się przerwać akcje rywala. Do tego pełna koncentracja.
- Skoro jesteś taka dobra, to dlaczego nie grasz w reprezentacji USA?
- Nie wiem. To jest pytanie do selekcjonera naszego narodowego teamu. To on podejmuje decyzje. W Stanach jest wiele dobrych zawodniczek. Być może jestem w kolejce do gry w kadrze.
- Czego oczekujesz po swych występach w Gdyni?
- Zwycięstw. Nie przeraża mnie różnica stylów w baskecie amerykańskim i europejskim. Łatwo przyswajam taktykę. Poza tym pierwsze zderzenie z europejską koszykówką mam już za sobą. Grałam we Włoszech.
- Czego obawiasz się bardziej: wymagających rywalek czy niskich temperatur?
- Chasity mówiła mi, że u was jest dość zimno. Pierwsze zderzenie z zimnem przeżyłam na lotnisku. Powiedziałam sobie, że rozgrzeję się na treningu. Teraz jest mi już cieplej.