• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Karolina Farzelajew - nowa nadzieja?

26 lipca 2001 (artykuł sprzed 22 lat) 
Publiczność, która co roku odwiedza sopockie korty, doskonałe wie, że poza meczami o punkty do światowego rankingu i pieniądze, zawsze zobaczy jeszcze coś ekstra. W minionym sezonie była to pokazówka pomiędzy Guilermo Villasem i Wojciechem Fibakiem. Wczoraj argentyński mistrz i najlepszy nasz tenisista zaprosili na główny plac obiektów przy ul. Ceynowy dodatkowo Jelenę Dokic, Tommy Robredo oraz adeptów szkółek tenisowych.
Najpierw na kort wyszedł Villas, jeden z najbardziej utytułowanych herosów kortów lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Po drugiej stronie siatki kort wypełniło siedemnaścioro dziewczynek i chłopców. Jako pierwsza z mistrzem piłki zaczęła przebijać krótko ostrzyżona dziewczynka.

- Nazywam się Karolina Farzelajew. Mam 9 lat, 122 centymetry wzrostu. Tenis trenuje już od pięciu lat. Na kort zaprowadził mnie tata, a mama jeszcze do dzisiaj nie potrafi grać. Na początku była to dla mnie zabawa, ale teraz gram już na poważnie. Dzisiaj wcale się nie denerwowałam - mówiła dziewczynka, która tuż po zejściu z kortu była przekazywana sobie przez dziennikarzy.

"Głosowi Wybrzeża", któremu udzieliła pierwszego wywiadu w życiu, Karolina wyznała jeszcze, że za "kilka lat chciałaby w Sopocie zagrać już jako prawdziwa zawodniczka". - Trenuję pilnie, zarówno w grupie rowieśników u pana Michała Niemca, jak i biorę lekcję prywatnie. Na razie najlepiej lubię grać wolejami...

Jacek Główczyński
więcej w piątowym Głosie Wybrzeża

--------------------

Trzy godziny i dziesięć minut spędzili na Korcie Centralnym Sopockiego Klubu Tenisowego David Sanchez i Mariano Zabaleta. Ten rekord chyba nie prędko zostanie poprawiony. Zanim Hiszpan mógł cieszyć się ze zwycięstwa 6:4, 6:7 (4-7), 7:5, jego rywal z Argentyny miał pięć szans na skończenie meczu w dziesiątym gemie trzeciego seta.

Gra była tak wyrównana jak parametry rywali, które zazwyczaj wpisuje się do urzędowego kwestionariusza. Obaj mierzą po 182 centymetry. David jest co prawda o dwa kilogramy lżejszy, ale też urodził się w 1978 roku później o niemal dwa miesiące od Mariano. Zawodową karierę tenisową rozpoczynali niemal równocześnie, czyli gdy wchodzili w pełnoletność. W światowym rankingu są prawie sąsiadami (90 Zabaleta, 100 Sanchez), ale konto w banku, będące wynikiem występów na korcie, prawie sześciokrotnie pokaźniejsze ma Argentyńczyk (ok. 1,4 mln USD).

W Sopocie początkowo nic nie zapowiadało, że tenisiści zechcą spędzić ze sobą aż tyle czasu. Sanchez, choć nie ma nic wspólnego ze słynnym klanem Sanchezów, poza oczywiście nazwiskiem, które w Hiszpani jest odpowiednikiem naszego Kowalskiego czy Nowaka, przez długie minuty poczynał sobie jak rutyniarz. Pierwszego seta wygrał 6:4, a w drugim dość szybko przełamał rywala i uzyskał dwa gemy przewagi. Każdy inny na miejscu Zabalety zacząłby podejmować karkołomne próby, aby jak najszybciej wyrównać. A co zrobił Argentyńczyk? Zafundował nam kilkuminutową przerwę. Pretekstem było rozbite kolano, które wymagało pomocy medycznej. Później Zabaleta paradował po korcie z białym bandażem, ale to chyba nie dodało mu sił. Zabaleta zaczął grać niezwyle regularnie. Dlatego zdołał doprowadzić do tie-breaka, którego wygrał do 4.

Trzeciego seta Zabaleta miał szanse wygrać 6:4. W dziesiątym gemie miał pięć piłek meczowych. Niestety, dla niego, wszystkie padły łupem Sancheza. Inna sprawa, że Hiszpan w tym trudnym momencie grał z taką pewnością i spokojem, jakby mecz się dopiero zaczynał, a straconą piłkę jeszcze będzie można odrobić. I może to jest właśnie to, czego brakuje naszym zawodnikom. Polki i Polacy w takich momentach jak najszybciej chcą to już mieć za sobą i kibicom zostają najczęściej wspomnienia po pięknych... przegranych.

A wracając do Zabalety, to spróbował raz jeszcze medycznego "numeru". Przy remisie 5:5 i 30:30 znów był opatrywany, ale zyskane trzy minuty już na nic się zdały. W ostatnim gemie Sanchez miał już wyraźną przewagę. Piłkę na 40:0 wrzucił wręcz pod nogi biegnącego pod siatkę rywala, który ponadto uderzeniem w aut sprezentował mu kończącą akcję.

jag.




Głos Wybrzeża

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane