Rozmowa z Filipem Dylewiczem
Zaczęło się od wymachiwania rękoma, a potem doszło już do regularnej wojny na słowa. Mimo że inauguracyjny mecz koszykarzy Prokomu Trefla Sopot z Astorią Bydgoszcz (92:69) w nowym sezonie Era Basket Ligi nie miał historii, Filip Dylewicz i
Tomas Pacesas zadbali o to, by kibice mieli o czym rozmawiać po grze. Kłócili się jak najęci. Na szczęście nie doszło do rękoczynów. Była to tylko słowna szermierka.
- Jesteś zadowolony po swym pierwszym występie w sezonie? - pytamy Filipa Dylewicza, skrzydłowego Prokomu i reprezentacji Polski.
- Jak można nie być zadowolonym ze zwycięskiego meczu? Zagraliśmy niezłe zawody, zasłużenie wygraliśmy, więc jest OK.
- Chyba nie do końca. Mimo że mecz nie porywał, ciebie i Tomasa Pacesasa poniosły emocje. Nie brakowało gorącej gestykulacji w wymianie zdań pomiędzy wami. Wyjaśnij o co wam chodziło, bo kibice różnie to komentowali.
- Wiadomo, że Tomas jest człowiekiem, który generalnie uważa, że zawsze ma rację. Broń Boże, nie mam mu tego za złe, bo taki zawodnik zawsze jest przydatny. Teraz muszę mu przyznać rację. Popełniłem błąd podczas zagrywki, przy wprowadzaniu piłki do gry z autu. Tomas mówił dobrze, ja mówiłem źle, ale wtedy myślałem, że mam rację. I z tego wyniknęło całe to nieporozumienie.
- Wasz ognisty dialog rozpoczął się pod koniec pierwszej części meczu. Po przerwie, gdy pojawiliście się na boisku, dalej mieliście sobie wiele do wyjaśnienia. Aż strach pomyśleć, co działo się w szatni...
- No, nie było aż tak źle. Trudno mi powiedzieć, dlaczego Tomas w ten sposób reaguje. Nie będę też mówił w jego imieniu. Rozmawiać jednak trzeba.
- Wychodzi na to, że w porównaniu z poprzednim sezonem stałeś się twardszym człowiekiem. Kiedyś z pokorą przyjmowałeś burę od Litwina, teraz wdałeś się z nim w gorącą dyskusję.
- Być może coś się zmieniło po moich występach w reprezentacji. Tam czułem się pewnie, byłem jednym z czołowych zawodników. Po przyjeździe nic się we mnie nie zmieniło. W Prokomie też czuję się pewnie. Nie pozwolę jednak na siebie krzyczeć, a także na to, by ktoś do mnie mówił w wulgarny sposób, obrażając mnie. Nie mówię tu o Tomasie Pacesasie, ale nie pozwolę na to.
- To znaczy, że w tym sezonie "Pacek" nie ma prawa na ciebie pokrzykiwać. Może to robić, powiedzmy mając za partnera Tomasza Świętońskiego?
- Tomas lubi krzyczeć, pokazywać wszystkim, że jest numerem jeden i od niego wszystko zależy. To co powie i zrobi, to wszystko jego zdaniem jest super i nie wolno się z nim sprzeczać. Myślę, że Tomas będzie krzyczał i w tym sezonie, i w następnym. Tak długo, jak długo będzie grał.
- Powstał między wami konflikt?
- Absolutnie nie ma między nami żadnego konfliktu. Nie ma takiej możliwości. Może wymiana zdań pomiędzy nami wskazywała na to, że jest źle. Tomas na pewno jednak uniósł się w dobrej wierze. Po to byśmy lepiej grali.