Rozmowa z Tomasem Pacesasem i Andrzejem Plutą
Dziewięć miesięcy temu
Tomas Pacesas i Andrzej Pluta po raz ostatni zagrali we Włocławku w barwach Anwilu. W najbliższą niedzielę pojawią się w Hali Mistrzów ponownie, tym razem w roli rywali Anwilu.
- Gdy kilka miesięcy temu graliście przeciwko Prokomowi, stawką był tytuł mistrza Polski. Teraz Prokom walczy o pierwsze miejsce przed fazą play off.
Andrzej Pluta, kapitan Prokomu: - Przestrzegałem, że może dojść do takiej sytuacji. No cóż, łapiemy byka za rogi i gramy.
Tomas Pacesas: - Zasłużyliśmy sobie na to porażkami w Słupsku, Krakowie i Warszawie. To jest kara za te wpadki.
- Kibice Anwilu znani są - mówiąc delikatnie - z bardzo ekspresyjnych zachowań i gorącego temperamentu. Jakiego przyjęcia z ich strony oczekujecie?
A.P.: - Na pewno będzie to miłe, jeśli przyjmą mnie dobrze. Kibic jednak ma swoje prawa i staram się to rozumieć. Z drugiej strony, chciałbym, abu fani starali się też nas zrozumieć. Muszą zrozumieć, że gra w koszykówkę jest naszą pracą i taki był nasz wybór.
T.P.: - Wierzę, że zrozumieli motywy decyzji o naszych przenosinach do Sopotu. Jestem jednak przekonany, że nas mile wspominają. Wszak to w ubiegłym sezonie, kiedy graliśmy we Włocławku, Anwil zdobył pierwszy tytuł mistrzowski w historii.
- Jak kibice z Włocławka oceniają Prokom? Czy to dla nich śmiertelny wróg?
A.P.: - O Prokomie zawsze wypowiadali się z dużym szacunkiem. Nie było ani wyzwisk, ani wyśmiewania. W prywatnych rozmowach kibice zawsze prosili mnie o to, bym nigdy nie przechodził do Śląska Wrocław. To jest dla nich śmiertelny wróg. Mówili: "Andrzej, wszędzie możesz iść, tylko nie do Wrocławia".
T.P.: - Mnie prosili o to samo. Chociaż ja akurat grę we Wrocławiu mam już za sobą. A ze Śląskiem są w stanie prawdziwej wojny.
- Byliście we Włocławku gwiazdami?
A.P.: - Byłem tak samo ważnym zawodnikiem jak Lang, Krupalija czy Nordgaard. Przede wszystkim cieszyłem się z tego, że trafiłem do dobrego klubu, który potrzebował zaledwie dwóch miesięcy przygotowań przed sezonem, by zdobyć tytuł mistrzowski.
T.P.: - Włocławek jest małym miastem, więc to, że zainteresowanie koszykarzami było ogromne, wynikało samo z siebie. To miasto żyje basketem i co najważniejsze, mieszkańcy Włocławka znają się na koszykówce, czują tę grę. Oczywiście zawsze trzeba było rozdać multum autografów, ustawiać się zdjęć, ale to było bardzo miłe.
- Odeszliście z Anwilu, ale został tam Andriej Urlep. O jego impulsywności krążą legendy.
A.P.: - Jego osobę można podsumować tak: twarda ręka - twarda obrona na boisku. Wprowadzał do zespołu żelazną dyscyplinę, chociaż gdy widział, że ktoś ma swój dzień, to pozwalał mu się wyłamać ze schematów.
- W szatni dochodziło do rękoczynów?
A.P.: - Nie. Czasami potrafił naprawdę zdrowo ochrzanić, jednak do takich stuacji nigdy nie dochodziło. Jesteśmy ludźmi na pewnym poziomie.
- Tomas, masz charakter przywódcy, podobnie jak i Urlep. Jakim cudem nie dochodziło między wami do spięć?
T.P.: - Zwyczajnie. Bo on był trenerem, a ja zawodnikiem. Była więc zależność podwładny - przełożony. A poza tym wyjaśniał wszystko nam tak rzeczowo, że nie trzeba było zadawać dodatkowych pytań. A jeśli były, to Urlep zawsze miał na nie gotową odpowiedź. Między nami nie było konfliktów przez dwa lata współpracy.
- W czym Prokom jest podobny do Anwilu, a w jakich elementach te kluby się różnią?
A.P.: - Oba kluby są stosunkowo młode, nie mają długich tradycji. Organizacja obu stoi też na bardzo wysokim poziomie. Są bardzo profesjonalnie zarządzane. A różnice? Prokom ma siedzibę na północy Polski, a Anwil w centrum kraju.
T.P.: - Prokom ma najlepszego sponsora w kraju, ale nie ma mistrzostwa. Prokom ma też dobrych, bardzo oddanych kibiców, jednak trudniej doprowadzić ich do stanu koszykarskiej ekstazy. Jestem przekonany, że tytuł mistrzowski, który wywalczymy w tym sezonie, to zmieni.