W pierwszym meczu ćwierćfinałowym play off koszykarzy Prokom Trefl Sopot pokonał na własnym parkiecie Polpharmę Starogard Gdański 94:83 (23:23, 20:20, 26:19, 25:21). Zgodnie z oczekiwaniami mistrz Polski i najlepsza drużyna sezonu zasadniczego zwyciężyła absolutnego beniaminka w krajowej elicie i team numer osiem po pierwszej części rozgrywek, ale wcale nie był to mecz do jednego kosza... Drugi spotkanie odbędzie się w niedzielę, również w Hali 100-lecia Sopotu. Początek gry o godzinie 17.00.
PROKOM TREFL: Jagodnik 25 (2x3), Wójcik 16, Nemeth 12 (1x3), Pacesas 10 (2x3), Maskoliunas 8 (1x3), Masiulis 7, Dylewicz 7, Radojevic 4, Ciric 3, Farmer 2. Trener:
Eugeniusz Kijewski.
POLPHARMA: Reese 25 (1x3), Olszewski 12 (2x3), Marculewicz 10, Cielebąk 8, Thomas 7 (8 asyst, 9 strat), McNaull 7, Jagoda 4 (1x3), Kukiełka 4, Sarzało 4, Rybczyński 2.Trener: Dariusz Szczubiał.
Choć sopockie cheerleaderki to krajowa czołówka, to dzisiaj ich nie było. Podobnie jak muzyki. A wszystko przez wzgląd na śmierć Jana Pawła II. Także kibice starali się tonować swoje emocje.
Nie mogli się oszczędzać tylko koszykarze. Walka o medale wkroczyła w decydującą fazę, a ponadto do nie odstawiania ani ręki, ani nogi zachęcało magiczne w każdej dyscyplinie słowo "derby". Dość powiedzieć, że tego dnia arbitrzy odgwizdali aż 58 fauli, w tym cztery techniczne!
Prokom Trefl dwa ostatnie mecze sezonu regularnego przegrał. Ale wówczas nie było na parkiecie
Gorana Jagodnika. Słoweński snajper wrócił wreszcie do gry i od razu przypomniał o swoich niepośrednich umiejętnościach. To w dużej mierze dzięki niemu gospodarze otworzyli ten pojedynek wynikiem 14:6. Przy rezultacie 16:10 połowa sopockich zdobyczy należała do Jagodnika.
Polpharma postraszyła, gdy poprawiła defensywę. Po rzucie za "trzy" Aleksa Olszewskiego goście dogonili remis (21:21), a po akcji Tomasza Cielebąka objęli nawet prowadzenie (23:21). Remis w pierwszej kwarcie miejscowym uratował oczywiście... Jagodnik.
W drugiej kwarcie goście zagrali jeszcze odważniej. Udawało im się oddalać nawet na cztery punkty przewagi. I znów to Prokom musiał ratować remis przed odgwizdaniem przerwy. Tym razem do równowagi doprowadził Adrija Ciric, odpowiadając na akcję Grzegorza Kukiełki.
Po zmianie stron doszło do dziwnego zdarzenia.
Tomas Masiulis tak niefortunnie podawał piłkę do sędziego, że o mało nie trafił arbitra w... głowę. Za ten "atak" zostało podyktowane przewinienie techniczne. Polpharma skrzętnie wykorzystała okazję, odskakując na 56:51. Zresztą starogardzianie postraszyli wcześniej. Zaraz po wznowieniu gry akcje Johna Thomasa i Bartosza Sarzało dały im prowadzenie 47:43.
Sopocianie wrócili do równowagi w 26 minucie, gdy odzyskali przewagę (57:56). Wystarczyło, że punktującego Jagodnika wsparli rzutami zza linii 6,25 Litwini:
Tomas Pacesas i Darius Maskoliunas, a miejscowi odskoczyli na 66:58.
Potem próbował jeszcze najlepszy zawodnik w szeregach gości, George Reese, ale wystarczyło to jedynie na zmniejszenie strat do 67:69. Prokom głęboko odetchnął po kolejnych akcjach graczy obwodowych: Pacesasa i
Istvana Nemetha. Wynik "urósł" do 77:67.
Polpharmie należy oddać, że nawet wówczas spróbowała się podnieść. Na dwie minuty przed końcem Olszewski, Cielebąk i Reese sprowadzili rezultat do 81:86. Ten ostatni próbował rzucać jeszcze za trzy, a Łukasz Jagoda dwukrotnie faulował Pacesasa. A że "trójki" dla Polpharmy już nie było, a Litwin nie mylił się przy wolnych, nie doczekaliśmy się też niespodzianki...
-
W pierwszej połowie mecz nie układał się po naszej myśli. Sądzę jednak, że kontrolowaliśmy wydarzenia na boisku - ocenił
Eugeniusz Kijewski, trener Prokomu. -
Zakładaliśmy, że pierwszy mecz będzie dla Prokomu trudniejszy. Liczyliśmy na słabszą dyspozycję rywali, gdyż mieli ostatnio słabsze spotkania. Dziękuję swojej drużynie za walkę. Staraliśmy się wykorzystać swoje atuty i przez długi czas nam się to udawało. Przegraliśmy, ale po walce - dodał Dariusz Szczubiał, szkoleniowiec Polpharmy.
jag.