Romuald Łoś, trener żużlowców Wybrzeża, nie miał po meczu z Polonią Piła powodów do zadowolenia. Gdańszczanie przegrali i stracili szanse na zajęcie szóstej pozycji na koniec sezonu.
- Czy występ dwóch obcokrajowców w zespole Poloni był dla pana zaskoczeniem?- Przed meczem mówiłem, że podejrzanie wygląda druga para. Podejrzewałem, że pod czwórką będzie zmiana. Spodziewałem się, że przyjedzie Crump. Byłem zdziwiony, że przyjechał Havelock. Wszyscy wiedzieli, że pilanie mają problemy finansowe. Jestem ciekaw skąd wzięli pieniądze na obcokrajowców. Najważniejsze będzie spotkanie za dwa tygodnie w Gorzowie. Jeśli je wygramy, to spokojnie możemy czekać na baraże. Porażka spowoduje, że zrobi się nerwowo. Wszystko będzie zależało od funduszy, których w klubie nie ma. Jeśli się nie znajdą, to może być źle.
- Wygrana gości była po części sprawą błędów popełnionych przez pana podopiecznych...
- To prawda. W pierwszym biegu wyszli ze startu na 4:2, ale przegrali 2:4. Kolejne biegi, które zadecydowały o porażce, to 12. i 13. W dwunastym Pecyna nie powinien przyjechać ostatni, a w trzynastym Kierzkowski i Cieślewicz zaspali na starcie.
- Kibice mieli do pana pretensje, że za mało wykorzystywany był Marek Cieślewicz.
- Po meczu można gdybać. Trzymałem Marka na koncówkę meczu, ale prawdę mówiąc nic wielkiego nie pokazał. Punkty zrobił tylko w pierwszym starcie. W biegu trzynastym powinien wygrać z Gapińskim.
- Nie udała sie rehabilitacja Korolewowi...
- Trudno mi powiedzieć, co się stało. Na treningu, na tym samym silniku jeździł bardzo dobrze. W meczu, poza pierwszym biegiem, w którym walczył z Kościechą, jechał słabo.
- Najpewniejszym punktem drużyny w ostatnich biegach jest Tomasz Piszcz.
- Tomek poważnie podchodzi do tego, co robi. Jeździ odważnie i walecznie. Jest przy tym skromny. Do niego nie można mieć pretensji, bo robił co mógł.