Po końcowej syrenie oznajmiającej zakończenie zwycięskiego dla koszkyarzy Prokomu Trefla Sopot meczu z Adecco Estudiantes Madryt (78:74), zawodnicy mistrza Polski zamarli. W olbrzymiej wrzawie, okrzykach radości i hymnie zwycięzców "We are the champions" nie docierało do nich, że właśnie przeszli do historii. Prokom jako pierwszy zespół z Polski awansował do grupy 16 najlepszych zespołów w Europie. Absolutny beniaminek Euroligi dokonał tego na dwie kolejki przed zakończeniem fazy grupowej!
Zgodnie z obyczajami panującymi w Eurolidze, dziennikarze mają możliwość wejścia do szatni obu drużyn niemal od razu po meczu. O dziwo, w tej sopockiej panował spokój. Ba, cisza. Zawodnicy w milczeniu ubierali się lub szli pod prysznic. Co najwyżej wymieniali krótkie zdania.
- Wiedzieliśmy, że awans jest na wyciągnięcie ręki, ale ten mecz był ciężki. Może dlatego, że dla rywali to był mecz ostatniej szansy? - opowiadał
Goran Jagodnik, który, choć dwukrotnie witał się przed meczem z sędziami, miał u nich tego dnia bardzo niskie notowania. W szatni zabrakło szampana.
- Na pewno jakoś to uczcimy, musimy się na coś umówić z kolegami - dodał Słowieniec, który nie ukrywał wzruszenia. To odpowiedź dla tych, którzy twierdzili, że ci ludzie emocjonalnie nie podchodzą do gry, bo nie grają u siebie w kraju.
- To co, że z polskim zespołem osiągnąłem taki sukces? To jakaś ujma? Jestem z tego dumny, bo Polska to wspaniały kraj. Wierzę jednak, że teraz, w Słowenii ludzie inaczej będą na mnie patrzeć - dodał "Jagoda". Także słowa
Tomasa Pacesasa potwierdzają, że obcokrajowcom bardzo zależało na wywalczeniu awansu do fazy TOP 16.
- Gram w koszykówkę od lat, mam na koncie wiele sukcesów, ale tego mi brakowało. Chciałem to osiągnąć, do tego dążyłem. Wykonaliśmy wielką pracę, by cieszyć się z tego awansu - zauważył "Pacek".
Kwalifikacja drużyny z Sopotu uznawana jest za olbrzymią sensację. W czym tkwi przyczyna faktu, że pierwszego sezonu w elitarnych rozgrywkach nasz zespół nie poświęcił na zdobywanie doświadczeń, ale od razu rzucił się na wielkich?
- Moi gracze mieli dobrego trenera - żartuje
Eugeniusz Kijewski, coach Prokomu.
- Mówiąc poważnie, myślę, że bardzo ważne były dwa wyjazdowe zwycięstwa z Partizanem i Olympiacosem. Zwłaszcza sukces osiągnięty w Belgradzie, wobec fanatycznie reagujących miejscowych fanów, miał mentalnie duży wpływ - ocenia szkoleniowiec.
- Cel został zrealizowany, jesteśmy usatysfakcjonowani. Nasi koszykarze zagrali bardzo ambitnie w obronie, byliśmy jednym z najlepiej broniących zespołów w Eurolidze - wskazuje
Kazimierz Wierzbicki, prezes sopockiego klubu.
Z nieoficjalnych danych wynika, że budżet mistrza Polski (3,5-4 mln dolarów) jest jednym z najnniejszych, jeśli nie najmniejszy w Eurolidze.
- Nie ulega wątpliwości, że większą część naszego budżetu pochłaniają cele sportowe. W klubie pracuje niewiele osób, ale są one bardzo wydajne. A na boisku? Nasi zawodnicy bardzo chcieli wywalczyć ten awans - dodaje szef Trefla SSA. Czy zatem kibice mogą myśleć o wywalczeniu awansu do Final Four Euroligi w najbliższych latach?
- To nie zależy tylko od uwarunkowań sportowych, lecz związane jest też z polskim rynkiem. Jeśli będzie się on rozwijał, to znajdą się pieniądze na reklamę - zaznacza Wierzbicki, przypominając, że przed sześcioma laty Żalgiris Kowno wygrał Euroligę dysponując najmniejszym ze wszystkich zwycięzców budżetem. Litwini mieli do dyspozycji 8 mln USD.
Na razie do rozegrania są jeszcze dwa mecze grupowe. Czy będą kłopoty ze motywacją, z walką o zwycięstwo?
- Wiemy już, że czekają nas jeszcze trzy wspaniałe wieczory w drugiej rundzie, ale w meczach z Climamio i Ciboną też walczymy o zwycięstwa. Na pewno więcej minut gry dostaną Bacik i Radunović - zapewnia trener Kijewski.